sobota, 25 maja 2013

SE01EP07

Rozdział 7

*1 DZIEŃ DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY* (dop.aut. Bójcię sięęęę)


~*~

Louis nie spał tej nocy. Za bardzo się cieszył tym, że mógł obejmować Hazze. No i Louis w ogóle, nie chciał zasnąć. Przynajmniej przez te parę godzin w nocy mógł przez cały czas wpatrywać się w Harry'ego, który jak spał wyglądał niczym bezbronny kotek. Jego bujne loki zajmowały prawie całą powierzchnię jednej z poduszek, miał zaróżowione policzki i lekko rozchylone, opuchnięte usta. Mocno przyciskał do siebie Louis'a w pasie, jakby bał się że za chwilę mu ucieknie. I właśnie w tym momencie zaczął strasznie zazdrościć Amy, przez to że będzie miała tak wspaniałego męża. Louis dla takiego mógłby zabić.
Spojrzał na Harry'ego który zaczął mamrotać nie wyraźne słowa. Przyłożył dłoń do ust, aby zdusić w sobie śmiech, co jednak mu nie wyszło. Po chwili Harry leniwie odsłonił swoje zielone tęczówki, od razu wlepiając je w Lou, już lekko czerwonego od śmiechu. Harry nic sobie z tego nie zrobił, tylko mocnej objął starszego. Przez co on ledwo oddychał, ale nie skarżył się, czuł się niesamowicie w jego ramionach.

Oboje myśleli że między nimi będzie napięta atmosfera przez to co się stało. Ale nic takiego nie było, uśmiechali się do siebie, śmiali się, rozmawiali, jak zawsze. Oczywiście Louis przy śniadaniu ponownie musiał się upewnić czy Harry tego nie żałuje, myślał że tak będzie. Jakie było jego pozytywne zaskoczenie jak Harry uśmiechnął się do niego szeroko i prosto w oczy powiedział mu że niczego nie żałuje. Oczywiście przez to narobił Louis'owi zbędnych nadziei. Przez chwile Tommo myślał że Harry żuci Amy i będzie z nim, musiał szybko wyrzucić ten pomysł z głowy. Najważniejsze było dla niego szczęście Harry'ego, ale i tak nie miał pewności że Harry będzie szczęśliwy przy Amy, a co dopiero przy nim. Postanowił i dotrzyma danego sobie słowa, że jak tylko odnajdą się jego rzeczy to natychmiastowo opuści Londyn, wróci do Bradford, a później będzie się martwił o resztę życia.

Niedługo przed południem Liam przyszedł odstawić Mitchela do domu, nie został u nich mówiąc że musi się uczyć na sesje. Oczywiście Harry wiedział że to jest wymówka, zawsze jak Liam kłamał to świeciły mu się oczy. Zastanawiało go tylko, dlaczego nie został. Liam zawsze chętnie spędzał czas z Harry'm. Może miał kupić garnitur na ślub, w końcu był jego świadkiem.
Louis chętnie zaczął bawić się z małym Styles'em. A zabawa polegała na tym, kto rzuci dalej klockiem wygrywa. Mitchel za każdym razem wygrywał, przynajmniej Louis sprawiał takie pozory że nie umie rzucać. Raz nawet trafił w zdezorientowanego Harry'ego, który szedł akurat do kuchni z brudnymi naczyniami. Postał tylko w jego kierunku wściekłe spojrzenie i poszedł dalej kręcąc przy tym biodrami.

-Louis! Jedziemy z Mitchel'em do Amy, będziemy do trzech godzin. Pa! -wykrzyknął na wyjściu. Louis poczuł ucisk w żołądku słysząc imię "Amy" nie dość że kojarzyło mu się z psem to jeszcze "nosiła" go taka wredna istota.

Harry wyjął z synka z fotelika, stawiając go na nóżki, zabrał jeszcze tylko zakupy z tylnego siedzenia i poszli w kierunku drzwi. Zapukał. Po chwili ujrzał w drzwiach Amy. Płacz. Mitchel się rozpłakał, spoglądając na matkę. Grands chciała wziąść chłopczyka na ręce, ale on natychmiastowo podbiegł do ojca i objął jego łydkę. Styles wziął go na ręce, a on schował twarz w zagłębieniu jego szyi.

Gdy Mitchel już się uspokoił, to spał. Zmęczył się płaczem który trwał dobre 15 minut, a Amy już chodziła po domu rwiąc włosy z głowy, mamrocząc pod nosem różnego typu przekleństwa.

Harry postanowił wykorzystać ten czas w którym Mitchel śpi i przygotować obiad który był jego ulubionym i Louis'a w dzieciństwie. Czyli makaron z serem.

-Amy! -Po chwili szczupła blondynka pojawiła się w drzwiach kuchni. Oparła się i spojrzała na niego unosząc brwi ku górze. -Zrobiłem nam obiad. -uśmiechnął się szeroko, wskazując dłonią na nakryty stół. Grand usiadła przy stole i krzywo spojrzała na posiłek.
-Co to jest? -wzięła makaron na widelec i uniosła na wysokość oczu, krzywiąc się.
-Makaron z serem.
-Wiesz ile to ma w sobie kalorii?
-Nie masz się czym teraz przejmować.
-Nie chce z grubnąć! Przynajmniej nie jestem tak gruba jak ty! Jak ty w ogóle możesz się tak pokazywać?! Musimy zmienić twój wygląd, a w szczególności ściąć te okropne włosy. Ale to po ślubie.
-Nie ma w ogóle mowy! - i tak zaczęła się kłótnia, która trwała dobre pięć minut. Przerwała ją, płacz Mitchel'a. Harry od razu pobiegł do synka, biorąc go na ręce. Ubrał mu kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki i buty. Sam nawet nie przejmował ubieraniem się, po prostu wziął ubrania do ręki i wyszedł z domu, z jego oczkiem w głowie.

Wszedł do domu, trzaskając mocno drzwiami. Już nie potrafił chować w sobie emocji. Rozebrał Mitchel'a i poprosił aby poszedł się pobawić. Zaczął szukać Louis'a, ale nie mógł go znaleźć w całym domu. Nie mówił mu że ma gdzieś dzisiaj wyjść.
Gdy Harry zrezygnował z szukania, usiadł na kanapie chowając twarz w dłonie. Poczuł ogarniającą go ogromną pustkę.

Styles usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko, wstał z kanapy i udał się do hallu sprawdzić, kto przyszedł. Gdy ujrzał Lou, od razu wpadł mu w ramiona, mocno go ściskając.
-A to za co? -usłyszał jego wysoki głos, przy swoim uchu, przez co przeszły mu przyjemne ciarki wzdłuż kręgosłupa.
-Za to że jesteś. -Louis zaśmiał się dźwięcznie na jego słowa. -Harry sądzę że musimy porozmawiać.... -on jedynie skinął głową, dając mu pozwolenie aby zaczął. - To wszystko zachodzi za daleko, nie chce żebyś dawał mi nadzieję, jeśli wiem że jutro żenisz się. Nie chce stawać na drodze do twojego szczęścia. Dzwonili do mnie z policji, znaleźli moje rzeczy, jutro po nie idę i od razu wyjeżdżam do Bradford. Przepraszam, Hazz.
-Co, ale jak to?! Znowu mnie opuścisz tak jak w tedy?!
-Odwiedzisz mnie, dam ci adres. I tak pewnie przeprowadzę się do Londynu to odwiedzę cię czy coś. Przepraszam, Curly. Na prawdę, przepraszam, ale ja nie wytrzymałbym. -poczuł jak oczy robią się mu coraz bardziej wilgotne, a usta suche. Harry tak samo, powstrzymywał się przed rozpłakaniem się.
-Dobra, ale dwa warunki, jeden, napiszesz mi twój adres na kartce. A drugi warunek, śpisz dzisiaj ze mną. -Louis nie musiał się długo zastanawiać, odpowiedział natychmiast.
-Jasne, Curly.

__________________________________________________
Przepraszam, że tak długo to trwało i że ten rozdział taki beznadziejny. Ale jest troche późno i mój mózg ledwo pracuje, dlatego wiem że na pewno jest dużo błędów.
Zapraszam na ZAPOWIEDŹ NOWEGO OPOWIADANIA O LARRYM ---> http://youlbemine.blogspot.com/




piątek, 10 maja 2013

SE01EP06


Rozdział 6

*2 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*



~*~

Liam wcisnął dzwonek do drzwi i zaczął "przeskakiwać" z nogi na nogę, było strasznie zimno. Wypuścił powietrze z płuc, przez co zauważył biały obłoczek dymu, który ulatniał się z jego ust i nosa. Ktoś z tyłu mógłby pomyśleć że pali, jeśli nie byłby taki spostrzegawczy że jest okropnie zimno. Dlatego musiała by być to osoba z Alaski czy równie zimnego kraju. Była dopiero dziesiąta godzina.
W końcu ktoś łaskawie, zdołał się pojawić. Był to Louis. Miał jeszcze na wpół przymknięte oczy. Wyglądał jakby właśnie uprawiał z kimś seks, ale to nie było to. On zawsze tak wyglądał po przebudzeniu się.
-Bry, Harry szykuje Mitchel'a, a ty właź bo mi się chce spać i zimno jest. -po wypowiedzeniu tych słów Liam wszedł przez próg drzwi a Lou zamknął za nim drzwi z hukiem, na co Payne wzdrygnął. Tommo szurając nogami doszedł do salonu gdzie, z powrotem położył się na kanapę przykrywając głowę poduszką, dając innym do zrozumienia że mają go nie ruszać. Liam zdjął swój płaszcz, rzucając go przy tym na Louisa, od razu go z siebie zrzucił. Zdjął poduszkę z głowy i usiadł do pionu, rzucając mu gniewne spojrzenie. Boo spojrzał na jego fioletową koszulkę z napisem "#LarryShipper ♥", uniósł jedna brew. Nie znał żadnego takiego zespołu ani nic. Kompletnie nic się mu z tym nie kojarzyło. -Li, co to Larry Shipper? -Liam obdarzył go ogromnym uśmiechem.
-Kiedyś ci powiem. -Lou zacmokał. Nie lubił czegoś nie wiedzieć, to było dołujące.

Harry wpadł do salonu z synkiem na rękach i z torbą dziecięcą przewieszoną przez ramie. Hazza postawił Mitchel'a na podłodze, chłopczyk od razu pobiegł do wujka chrzestnego.
-No dobra to tak, w torbie masz, - podał mu niebieską torbę, którą Liam chętnie odebrał. -butelkę..-lecz nie zdołał dokończyć, bo Liam wcześniej już założył płaszcz i całkowicie ignorując nadopiekuńczego ojca, wyszedł z domu. Dobra tak szczerze to Liam miał plan, miał nadzieję, że chociaż w najmniejszym stopniu wypali. To nie tak, że on się wtrącał, on po prostu pomaga im być ze sobą. Przecież oni nawet nie wiedzą, że on ich shippuje, nie mówi nic że mają być razem. Nie chce stawiać ich w nie komfortowej sytuacji, która by na pewno taka była. Tak więc Liam zaproponował, że dzisiaj zajmie się młodym Stylesem, bo nie miał dzisiaj zajęć, a oni na pewno nie będą się nudzić.

-Widziałeś to? Kompletnie mnie zignorował, pierdolony skurwysyn. -rzucił się na kanapę z oburzeniem.
-Auuu... Styles, czy cię do reszty pojebało?! -Tak się składa, że jak Harry rzucił się na kanapę, to tak na serio rzucił się na Louis'a który nie był na to kompletnie przygotowany. Teraz Harry leżał na Louisim, jego twarz była niebezpiecznie blisko jego twarzy, przez co wpatrywali się w swoje oczy jak zahipnotyzowani. Harry nie rozumiał jak Louis mógł mieć tak kurewsko niebiesko-szare oczy. Zawsze mógłby je rozpoznać. A Louis nie rozumiał jak Harry może mieć tak szmaragdowe oczy. Louis w ostatniej chwili opanował swój umysł i obrócił głowę w bok. Harry ocknął się i podniósł się do pozycji siedzącej, tak że teraz siedział na jego biodrach.
-Pamiętam, że zawsze miałeś łaskotki, wybacz ale muszę sprawdzić czy masz je nadal. -uśmiechnął się bezczelnie w jego kierunku. Louis zaczął się wiercić, chciał rękami zepchnął młodszego ale nic to nie dało. Bo Harry złapał jego ręce i "ugwoździł" nad jego głową, złapał je jedną ręką, a drugą podwinął jego ( no dobra Harry'ego ) podkoszulek, ukazując część jego opalonej skóry.
-Nie Hazz, błagam nie. -ale to na niego nie podziałało. Jedną ręką przejechał po odsłoniętym brzuchu, przez co Louie dostał gęsiej skórki. I zaczęło się, Harry zaczął łaskotać Lou, przez co chłopak zaczął się pod nim wić, zaczął kopać nogami w pustą przestrzeń, jakby to coś miało dać. -Bo-ooże Hazz.... prze-przestań! Zzrobię c-co zechc-cesz. -wydyszał. Harry przyłożył rękę do brody i zaczął ją pocierać, udając że intensywnie myśli.
-Co zechce mówisz? Będziesz cały dzień robił to co ci będę kazał, bo jak nie to obudzę cię w nocy i do rana będę cię łaskotać.
-Dobra, umowa stoi.- powiedział bez zawahania. Ale jeszcze nie wiedział jakie będą tego konsekwencje. Harry puścił jego ręce i wstał z niego. -To tak na początek, przebieraj się, ja zrobię śniadanie i idziemy do parku. -Louis skrzywił się na myśl, że będzie musiał wychodzić w taką pogodę, on po prostu nienawidził zimy z całego serca. Najchętniej zapadłby w sen zimowy, jakby mógł, ale nawet on nie byłby w stanie spać tak długo.

Wyszli z domu, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Czuli jak policzki robią się im coraz bardziej różowe, ale Harry'ego to nie powstrzymało od wrzucenia Tommo do kupki śniegu, przy bramie parku. Louis poczuł jak jego twarz robi się bardziej czerwona, ale tym razem ze złości, jak i z zimna. Wstał pośpiesznie, biegnąc za Harry'm który już zdążył się od niego oddalić. Przyśpieszył biegu, co skończyło się źle, ponieważ poślizgnął się na lodzie, przez co wylądował na tyłku. Z dziwnego przyzwyczajenia, położył się na podłożu i przyłożył dłonie do twarzy. Zaczął mamrotać, nie zrozumiałe dla innych słowa. Ludzie którzy przechodzili, gapili się na niego jak na ułomnego, ale jego to nie obchodziło. Nigdy nie przejmował się opinią innych, więc dlaczego teraz miałoby się to zmienić?

Louis poczuł coś zimnego, na swoich dłoniach. Rozszerzył palce, aby zobaczyć kto nad nim stoi. Był to Harry, ale nie ten, którego zna teraz. Był to Harry z tym samym uśmiechem, który miał w dzieciństwie gdy zawsze się ze sobą wygłupiali. Styles stał nad nim z kulką w dłoni, szczerząc się od ucha do ucha. Miał zaróżowione policzki jak i nos, co dodawało mu uroku. Miał pojedyncze śnieżki w brązowych, bujnych lokach, co wyglądało naprawdę przeuroczo. Louis nadal leżąc na zimnym lodzie, złapał za nogę Harry'ego przewracając go na siebie, w wyniku czego ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Harry spoglądał raz na oczy Lou a raz na jego pełne usta, które były lekko rozchylone. Louis wstrzymał oddech, czekając na to co zrobi młodszy. Gdy Harry zaczął się do niego zbliżać, on odwrócił twarz tak, że Harry pocałował go w policzek.
-Będziesz żałował, Hazz. - jednak Louis, zaczął żałować, że odwrócił głowę i nie poczuł ust Harry'ego na swoich. Harry nic nie mówiąc, wstał z Boo, po czym podał mu rękę pomagając mu wstać. Przez resztę, drogi do domu nie odzywali się do siebie. Czuli lekkie napięcie między nimi, dlatego Lou zaczął coraz bardziej modlić się o to aby do dwóch dni policja znalazła jego rzeczy. Nie chciał widzieć, jak Harry bierze ślub z tą Amy, bo w tedy jego serce rozerwało by się na milion popierdolonych kawałków. A nie chce przeżywać tego po raz drugi.

Harry drżącymi rękoma włożył klucz do dziurki i przekręcił go, przepuszczając w drzwiach Louisa. Boo zdjął z siebie płaszcz i buty i udał się w stronę kuchni, chcąc wstawić wodę na herbatę. Harry przygryzł wargę, dokładnie nad czymś myśląc, zaczął liczyć plusy i minusy jego planu. Zdjął z siebie ubranie wierzchne. Zacisnął dłonie w pięści, mówiąc sobie "raz kozie śmierć" udał się w stronę kuchni. Zastał tam Louisa, który właśnie włączał palnik od gazu. Stanął w progu, wpatrując się w plecy chłopaka. Przygryzł momentalnie wargę, jego umysł przestał działać. Teraz kierowało nim tylko ciało i może serce. Podszedł do niego od tyłu najciszej jak tylko umiał i położył dłonie na jego barkach. Starszy wzdrygnął czując jego dotyk na sobie, zaczął walczyć ze sobą, aby się nie odwrócić w jego stronę. Harry pocałował jego kark, przez co przeszedł mu miły dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
-Ha-Harry..-ledwo zdołał z siebie wykrztusić. Styles oderwał się od jego szyi i złapał za nadgarstki, po czym obrócił go w swoją stronę.
-Lou, masz dzisiaj robić to co zechcę. -wyszeptał do jego ucha. Louis poczuł jak każda jego komórka w ciele zaczyna waryjować. -Pocałuj mnie, Boo. -Louis nie kontrolowanie, spełnił żądanie Harry'ego. Chociaż sam tego chciał, od zawsze. Harry zachłannie oddał pocałunek, pragnąc jeszcze więcej. Przyciągnął do siebie starszego, oplatając ręce na jego karku. Louis złapał Harry'ego za uda, unosząc go do góry. Zaczął kierować się z nim do sypialni.

Już w drodze do sypialni byli półnadzy. Harry z ust Lou przeniósł się na jego szyję, przygryzając jego delikatną skórę. Lou położył go na łóżku, wdrapując się na niego zaczął całować jego umięśniony brzuch.Po chwili się opamiętał i zaprzestał całowania swojego "kochanka".
-Harry, to nie jest dobry pomysł. -wyszeptał, nie patrząc w jego oczy. Harry wspiął się na łokciach, aby być bliżej jego twarzy, byli jedynie w bokserkach.
-Czy ty mi mówisz, że mam sobie poradzić z tym -wskazał na swoje przyrodzenie - sam? Oboje wiemy że tego chcesz, ja z resztą też. Więc skończ to co zacząłeś. -Louis odetchnął głęboko i powrócił do całowania jego spierzchniętych warg.

Zahaczył zębami o jego gumkę od bokserek. Jeszcze raz spojrzał na profil jego twarzy, chcąc się upewnić że może. Chłopak był w całkowitej ekstazie, miał zaróżowione policzki i płytki oddech. Louis zdjął jego bokserki, odrzucając je gdzieś w kąt. Polizał członka jego przyjaciela zasysając jego główkę, po czym wziął go całego do ust. Harry zaczął się pod nim wić, miał zamglone oczy.
-O kuur... Louie ... szybciej do jasnej cholery! - wykonał jego prośbę i przyśpieszył swoje ruchy głową. Po chwili młodszy doszedł w jego buzi krzycząc jego imię. Boo-Bear połknął wszystko co zaoferował mu Styles. Powrócił do całowania jego ust.
-Chcesz więcej? -wyszeptał. Harry pokiwał jedynie głową, nie miał siły nic odpowiedzieć. -Odwróć się. -chłopak spełnił jego prośbę i odwrócił się na brzuch. -Masz gumki czy coś? -wskazał palcem na szafkę nocną.

Zacisnął dłonie na kołdrze, czując w sobie Louis'a który wykonał pierwsze pchnięcie. Szybko się rozluźnił i odczuwał jedynie z tego samą przyjemność, a nie ból. Co było ciekawsze, seks z Lou był lepszy niż seks z Amy. Ona zawsze wykręcała się jakimiś nic nie znaczącymi wymówkami.
Chłopcy doszli w tym samym czasie. Louis opadł na plecy Harry'ego, zmęczony.

-Wiesz Louis, nie spodziewałem się, że skończę z tobą w jednym łóżku, nagi. -zaśmiał się w jego włosy - które pachniały jabłkami, Harry uwielbiał te zapach. Louis leżał na jego piersi, bawiąc się swoimi palcami.
-Przecież jak byliśmy młodsi to spaliśmy ze sobą nadzy. -uśmiechnął się, na wspomnienie dzieciństwa.
-Ale to co innego. - Louis cieszył się, że nie było pomiędzy nimi tej nie przyjemnej atmosfery której się spodziewał.

____________________________________________
Jak widzicie dodałam wam 6! Mam nadzieję, że się spodobał bo moim zdaniem do dupy xD Oceńcie to prosze..
Przepraszam za wszystkie błędy! Dałam tutaj takie mini porno, nie chciałam wdawać się w szczegóły. Przed wami jeszcze tylko jeden rozdział i epilog. No a potem 2 sezon!
Zapraszam na drugie opowiadanie o Larry'm tutaj
Jak macie jakieś pytania do mnie lub do postaci to zapraszam tutaj
Do następnego!