czwartek, 21 marca 2013

SE01EP02




*6 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY'EGO*

Wstał pośpiesznie z łóżka, myśląc o tym co ma dzisiaj do zrobienia. Musiał kupić obrączki na ich ślub. Obudził się jeszcze przed synkiem co było bardzo rzadkie, zawsze to synek jego budził. Poleżał chwilę w łóżku myśląc o wszystkim i o niczym, po czym zszedł z łóżka ubierając na siebie czarne rurki, biały T-shirt, a na nią granatową marynarkę. Wszedł do kuchni, wstawiając wodę na herbatę, nie lubił pić kawy, po czym zaczął robić jakieś śniadanie dla nich obydwu. Gdy już akurat kończył, usłyszał wołanie jego synka.
-Tata! Tjata! –wołał z drugiego pokoju chłopczyk, nie lubił zostawać sam w pokoju, bo się bał. Mitchel był straszliwym dzieckiem, nie lubił obcych ludzi. Harry wziął go na ręce.
-Dzień dobry kochanie. Chodź zjemy śniadanie, później zawiozę cię do wujka Liam'a może być? –pokiwał tylko ochoczo główką, bardzo lubił Liam'a.

                                                                                      ~*~

Gdy on i syn byli już gotowi, ojciec wziął syna na ręcę i wyszedł z domu. Zanim jeszcze wsiadł do samochodu, zakluczył drzwi. Włożył Mitchel'a na tylne siedzenia do fotelika. Uśmiechnął się jeszcze do niego – tak bardzo kochał swojego syna, nikomu by go nie oddał. Wsiadł za kierownicę swojego samochodu, nie świadomy tego że ktoś go obserwował. Harry nie miał daleko do Liam'a, ale wolał nie ryzykować tym, że Mitchel się rozchoruje. Szczególnie teraz, gdy do ślubu zostało sześć dni. Gdy zaparkował już na podjeździe wyjął chłopczyka z samochodu i złapał za rączkę – chciał iść sam. Harry zapukał do drzwi i nie czekając aż jego przyjaciel łaskawie mu otworzy, wprosił się.
-Siema! – zawołał od razu na wejściu, w przejściu pojawił się jego przyjaciel z jaśniejszymi od jego lokami na głowie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
-Hej. –rozłożył ręce i zaczął kierować się w jego stronę w celu przytulenia się do zielonookiego przyjaciela. Ale jednak w ostatniej chwili zawrócił i przytulił się do małego chłopczyka który ochoczo odwzajemnił uścisk.
-No wiesz co Liam, zraniłeś moje uczucia. –zaczął udawać że płacze, mimo tego że miał dwadzieścia lat to i tak zachowywał się i wyglądał jak nastolatek. Gdy w końcu Liam i Mitchel oderwali się od siebie, starszy od niego o rok chłopak podszedł do niego i przytulił mocno.
-Wiem, że miałeś wczoraj urodziny Harry ale i tak wszystkiego najlepszego. Poczekaj tutaj, mam coś dla ciebie.
-Oooo przynajmniej jeden pamiętał. – jego matka się nie liczyła, ona zawsze pamiętała. Liam pojawił się tym razem z małą paczuszką, którą podał Harry'emu. Styles uśmiechnął się do niego szeroko ukazując przy tym swoje urocze dołeczki, na które „leciały” wszystkie kobiety. Zajrzał do paczuszki w której znajdował się srebrny łańcuszek a na nim przywieszka ze srebrnym bananem. Harry roześmiał się na ten prezent.
-No wiesz, lubisz banany, a nie wiedziałem co ci kupić. Może być? –przygryzł nerwowo dolną wargę.
-Hahahaha Liam, normalnie cię kocham, zawsze musisz jakieś jaja odwalić, ale serio śliczne dziękuję. –przytulił się ponownie do przyjaciela. Zanim jeszcze wyszedł ubrał wisiorek – który naprawdę mu się podobał – ucałował Mitchel'a i podziękował jeszcze raz Payn'owi.

                                                                                              ~*~

Zaparkował na parkingu sklepu jubilerskiego, miał odebrać obrączki. Nie zajęło mu to długo. Po paru minutach już wracał ze srebrnymi pierścionkami dla niego i dla Amy. Usiadł za kierownicą samochodu i wyjechał z parkingu w stronę domu swojej narzeczonej. Mieszkała w centrum Londynu, Harry miał do niej od swojego domu 3 kilometry, ale od sklepu jubilerskiego nie miał daleko.
Zaparkował na podjeździe po czym wyszedł z samochodu, nucąc jakąś nie znaną melodię. Zadzwonił na dzwonek czekając aż ukochana otworzy mu drzwi. Jak na złość dzisiaj zapomniał zapasowych kluczy które dostał od niej. Nie musiał długo czekać, ponieważ przed nim pojawiła się długowłosa blondynka. Wpuściła go do środka bez słowa, dopiero gdy zamknęła drzwi, pocałowała go namiętnie.

-Co słychać kochanie? – zapytał Styles, gdy oderwali się już od siebie z mlaskiem.
-A co może być, jak zwykle wywiady, wszędzie piszą o naszych zaręczynach, znowu mam propozycje do jakiegoś pojebanego filmu. – powiedziała na jednym wydechu. Harry przytulił ją mocno, nie lubił jak się tak przemęczała. Usiedli na kanapie przed wielką plazmą i włączyli przypadkowy film który właśnie był emitowany na jednym z programów. Lubili tak beztrosko siedzieć, nie przejmując się niczym. Lecz teraz Harry przejmował się jedną rzeczą a mianowicie; dlaczego Amy w ogóle nie pyta się co u jej synka, a ta druga, czy na pewno w tedy widział Louisa, czy miał zwidy. Bojąc się o synka zaczął zasypywać Liam'a sms'ami czy wszystko jest w porządku z jego synem. Po 10 minutach otrzymał jedną odpowiedź na 23 wysłane sms’y do niego.
„Harry wszystko jest z nim w porządku, zasnął przed chwilą. No i dziękuję że o mnie się troszczysz -,-‘” Zaśmiał się widząc tego smsa, odpisał mu „O ciebie się nie muszę martwić, kochanie xx”. Popatrzał się na Amy, która wpatrywała się w ekran plazmy.
-Kochanie, mogłabyś kupić sobie bukiet na ślub? Bo nie za bardzo mam czas. – zapytał wpatrując się w nią. Amy oderwała wzrok od tv i przeniosła na niego wzrok.
-Nie Harry, mam strasznie dużo na głównie, nie wiesz jak to jest być najsławniejszą aktorką w Wielkiej Brytanii. Ktoś musi na nas zarabiać.
-Mógłbym iść do pracy. – powiedział spokojnie.
-Harry nie rozśmieszaj mnie, do jakiej niby pracy? Będziesz ulotki roznosił, pogódź się z tym, nie znajdziesz pracy. – powiedziała kpiąc z niego. Harry natychmiast wstał z miejsca. Nie miał zamiaru się z nią kłócić, to była ostatnia rzecz na jaką miał dzisiaj ochotę. Ubrał kurtkę i wyszedł bez żadnego słowa z jej domu.

                                                                       ~*~

Wszedł bez żadnego ostrzeżenia do domu jego przyjaciela. Ściągnął buty i ubranie wierzchne, zaglądnął do kuchni – nikogo nie było, - później poszedł do salonu gdzie zastał Liam'a z jego synkiem na kolanach, oglądali jedną z bajek dla dzieci.
-No no Liam, nie wiedziałem, że się cofniesz w rozwoju, powiedz mi, o czym jest ta bajka? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Liam podskoczył lekko, mocno łapiąc Mitchel'a w pasie.
-Matole, ostrzegaj!
-Nie przy dzieciach Liam. – powiedział spokojnie, na co Payne, wywrócił młynka oczami. – Czy ten mały diabeł był grzeczny? – zapytał podchodząc do dzieciaka, biorąc go na ręce. Zaczął obsypywać go pocałunkami.
-Styles on przy wujku Liam'ie jest zawsze grzeczny. Masz co do tego jakieś wątpliwości? – wstał z miejsca i udał się w stronę kuchni. – Chcesz coś do picia?
-Nie, słuchaj przenocuj dzisiaj u mnie, zrobimy sobie męski wieczór. Co ty na to? – zapytał śmiesznie ruszając brwiami.
-Nie wiem Harry, nie za bardzo mi się chce…
-Liam… co ty tutaj będziesz robił sam? Powinieneś sobie znaleźć w końcu chłopaka. Dlaczego nie mogę ci założyć tego konta na randce w ciemno? – zapytał krzyżując ręce na piersi.
-Już to przerabialiśmy Styles. I ani mi się waż robić coś bez mojej wiedzy! Zrozumiano! No i dlatego nie chce u ciebie nocować, znowu będzie to samo: „Dlaczego z nikim się nie umówisz, masz już 21 lat” – powiedział dziwnie ruszając rękoma.
-Nie, obiecuję że nic takiego nie powiem. No proszę Liam, zostawisz swojego przyjaciela? –usłyszał tylko przegrane odetchnięcie przyjaciela. Na twarzy Harry'ego pojawiły się te dziwnie dołeczki, czyli wygrał.  

                                                                       ~*~
Wyszli z samochodu, z uśmiechem na ustach. Harry przeszedł na drugą stronę pojazdu, aby wyciągnąć z fotelika synka. Gdy wyprostował się już z Mitchel'em na rękach, zauważył kogoś kto prawdopodobnie spał na ławce naprzeciwko jego domu.
-Liam, możesz wziąć Mitchel'a do domu? Za chwilę przyjdę. – powiedział nadal wpatrując się w śpiącego chłopaka, widać było, że trząsł się z zimna. Liam wziął bez słowa chłopczyka i udał się do domu. Harry nie pewnym krokiem przeszedł na drugą stronę uliczki. Przyjrzał się śpiącemu chłopakowi. Widać było, że miał zły sen, miał nie mały grymas na twarzy. Jego brązowa grzywka opadała na blade czoło. Był ubrany w czerwone rurki i granatowy cienki sweter – na pewno było mu zimno ( było -7 stopni ). Miał rozpalone policzki – możliwe że miał gorączkę.  A Harry wahał się czy go obudzić bo był to Louis. Nie pewnie złapał go za ramię i nim potrząsnął, nie reagował. Dopiero po spoliczkowaniu go ukazał swoje niebieskie jak ocean tęczówki, gdy spojrzał na winowajcę jego pobudki o mało co oczy nie wyleciały mu z orbit. Zapanowała niezręczna cisza. Louis wstał z ławki i zaczął odchodzić chwiejnym krokiem, nie obracając się za siebie. Harry obserwował go. Gdy Tomlinson był już dość daleko, upadł. Młodszy wystraszony, zaczął biec do Lou. Uklęknął przed nim i zaczął go budzić, jednak z marnym skutkiem.
-Louis, obudź się do cholery jasnej! – wykrzyknął, znowu bez skutku. Dotknął drżącymi dłońmi jego bardzo rozpalonego czoła. Wziął go na ręce, nie był ciężki. Szybkim krokiem z Louis’em na rękach udał się do domu.
-Liam, pomóż mi! – zawołał już na progu. Przyjaciel podbiegł do niego szybko, zatrzymując się w pół kroku, marszcząc brwi przyglądając się nieznajomemu. – Nie stój tak tylko pomóż, połóż go na kanapę, a ja wezmę mokry ręcznik. – Payne zabrał od niego nieprzytomnego, po czym szybko przeszedł do salonu – gdzie Mitchel oglądał bajki – i położył go. Miał bardzo zarumienione policzki. Harry przybiegł z mokrym ręcznikiem, który położył Lou na czoło.
-Kto to jest do cholery? – zapytał w końcu Liam odrywając wzrok od leżącego na kanapie. Harry przez chwilę nie odpowiadał, wpatrywał się w starszego od niego z uśmiechem.
-To jest Louis.
-No dobra… a dlaczego jest nieprzytomny? Może mi powiesz, że w tych ubraniach był na dworze? I skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś?! – Liam zaczął zadawać masę pytań. Harry położył mu dłoń na ustach, dając mu znak, aby przestał tyle nawijać.
-Miałem nadzieję, że ty mi powiesz dlaczego zemdlał, to ty studiujesz medycynę. I tak w tych ubraniach był na dworze, spał na ławce, a na resztę pytań odpowiem później.
-Dobra. – Liam zdjął z jego czoła ręcznik, po czym przyłożył do jego czoła dłoń. – Harry, radzę ci wezwać szybko lekarza, jego stan jest poważny, na pewno ma bardzo wysoką gorączkę. To ty zadzwoń, a ja spróbuje mu trochę zbić gorączkę. Rusz dupę, Styles! – Harry wystrzelił jak z procy szukając telefonu, nie mogąc go znaleźć skorzystał z domowego. Liam ściągnął z Lou sweter, ukazując jego umięśniony tors. Zaczął zbierać wszystkie możliwe ręczniki i zaczął je moczyć pod zimną wodą, a później okładał je nimi. Po chwili przyszedł do niego Harry, oznajmiając mu, że lekarz powinien być za chwilę. Liam poszedł do kuchni, otworzył zamrażarkę i wyjął z niej woreczek lodu, który później położył mu na czole zamiast ręcznika. Mitchel przyglądał się im z uśmiechem, nie wiedząc co się dzieje.
Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Po chwili Harry stał już z lekarzem w salonie, mówiąc mu dokładnie co się stało. Lekarz zaczął go badać, a Harry i Liam przyglądali się jego poczynaniom. Po paru minutach się odezwał.
-No panowie, mam dla was dobre wieści, będzie żył, gdyby nie wy i wasza szybka reakcja na jego stan było by po nim, dam mu kroplówkę bo może się odwodnić. Dobrze, że ją ze sobą wziąłem. – Lekarz – już po 30 – schylił się do swojej torby i wyjął z niej woreczek z przeźroczystą cieczą w środku. Po paru minutach Louis był podłączony do kroplówki. – A tak w ogóle to ma ten chłopak gdzieś zamieszkać? Ma może dziewczynę czy kogoś kto by się nim zajął? Potrzebuje teraz dużo opieki. – powiedział lekarz, wpatrując się raz w Liam’a a raz w Harry’ego.
-Będzie mieszkał u mnie, doktorze. – Liam spojrzał na niego z szokiem w oczach. Lekarz kiwnął głową, powiedział słowa pożegnania i wyszedł.
-Jak to będzie u ciebie mieszkał?
-No normalnie. Liam to mój przyjaciel z dzieciństwa, kiedyś ci to opowiem, ale nie teraz. Jak myślisz kiedy się obudzi?
-Okej. Obstawiam, że tak za dwie godziny, może mniej. – Harry pokiwał twierdząco głową. Poszedł do kuchni wstawić wodę na herbatę. Serce zaczęło mu coraz mocniej bić. Teraz do niego dotarło co się stało. Odnalazł Louis’a, ale prawie go stracił. Ale i tak nadal był na niego zły, za to że opuścił go bez słowa.

*2 godziny później*

Mitchel już spał, było już po północy, a Louis nadal się nie obudził. Harry i Liam mieli nadzieję, że on się jeszcze dzisiaj wybudzi. Właśnie oglądali jakiś film, prawie oczy im się zamykały. Usłyszeli jak huk. Spojrzeli za siebie i zauważyli przytomnego już Louis’a leżącego na podłodze, siłującego się z kroplówką. Podbiegli do niego. Louis podniósł na nich wzrok.
-Matko powiedz, że mi się to śni, proszę. – wyszeptał do siebie. Był strasznie zmęczony, było to widać po jego oczach.
-Nie Lou, to ci się nie śni. – powiedział spokojnie Harry kucając przy nim. – Idź spać, jutro ci kazanie zrobię.
Louis spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach. To musiało mu się śnić. Harry pomógł mu wstać, położył go na kanapę i przykrył dokładnie kocem. Po paru minutach, usłyszeli miarowy oddech bruneta. 

_______________________________________________
Hej! Jak widzicie, dodałam nowy rozdział, mam nadzieję, że nie był taki zły. Rozdział ma 2 068 wyrazów. Więc chyba dużo. Przepraszam za wszelkie błędy. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Jesli chcesz być informowany zostaw w komentarzu swojego tt lub napisz do mnie @Zaawsze_Spoko
PYTANIA DO POSTACI LUB DO MNIE TUTAJ

czwartek, 14 marca 2013

SE01EP01


Rozdział 1

*7 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRYEGO*

 Dzisiaj mija 12 lat odkąd Louis opuścił Harry'ego. Mitchel - dwu letni syn Harry'ego i Amy, obudził się z płaczem wołając swojego ojca, który natychmiastowo znalazł się obok niego, biorąc go z kojca na ręce. Harry mieszkał sam, wychowywał syna sam, Amy - jego narzeczona nie przejmowała się w ogóle synem, chciała usunąć ciąże, ale Harry zagroził jej tym, że ją opuści, czego ona raczej by nie wytrzymała.  
Wyjął Mitchel’a z kojca i przytulił mocno do siebie, ten dwu letni chłopczyk był dla niego całym światem. Harry mieszkał jak na razie sam z synem, jego narzeczona mieszkała sama twierdząc "muszę się wysypiać, a ten wściekły bachor mi w tym nie pomoże, będziemy mieszkać ze sobą po ślubie". Oczywiście Harry był i jest nadal naiwny i jej wierzy. Amy nie kochała swojego syna, wręcz go nienawidziła, a Mitchel zawsze gdy widział matkę, biegł do taty tuląc się do niego z całych sił.
Harry zaczął kołysać syna śpiewając mu przy tym kołysankę, już po 10 minutach chłopczyk zasnął w ramionach ojca. Harry uśmiechnął się do brązowowłosego chłopczyka o niebieskich oczach - które miał po Amy - słysząc jego cichutkie pomruki. 22-latek, położył chłopca obok siebie na dużym dwuosobowym łóżku, po czym zajął miejsce obok niego, zasypiając z uśmiechem na ustach - kochał swojego syna najbardziej na świecie.

                                                                         ~*~

Obudziło go lekkie kopanie stopą, może raczej stópką po brzuchu, otworzył leniwie oczy i pierwsze co ujrzał to niebieskie oczy syna wpatrujące się w niego. Już wiedział że ten dzień będzie udany, nie ze względu na to że miał dzisiaj urodziny.
-Hej słoneczko, to co śniadanie? - zapytał retorycznie, oczywiście Mitchel potrafił mówić, ale i tak nie czekał na jego odpowiedź.
Wstał z łóżka ubierając tylko szare dresy nie zaszczycając nawet klatki piersiowej żadnym materiałem. Przebrał syna z piżamy, z czym miał małe trudności. Dwa lata u dziecka to taki wiek w którym chce ono robić wszystko same. Strasznie go to denerwowało, no i do tego jest to że czuł się jak samotny rodzic, Mitchel bardzo bał się matki. Nie mieli pojęcia dlaczego. Kiedyś Annie - matka Harry'ego - powiedziała że może to być dlatego że Amy chciała usunąć ciążę, podobno dzieci coś takiego słyszą. Ale oni i tak w to nie wierzyli, przynajmniej narzeczona Styles'a. Harry sam nie wiedział czy ma w to wierzyć czy nie. Miał zamiar iść dzisiaj do kawiarni "Angels" z mamą i synem, od kąt pamięta, zawsze jeździł tam w jego urodziny z mamą i Luisem, a później tylko z mamą.
Wszedł do kuchni, wyciągając potrzebne składniki na naleśniki z bitą śmietaną i owocami. Harry strasznie lubił gotować, zawsze chciał otworzyć swoją restaurację, ale szczerze powiedziawszy to on nie miał żadnego wykształcenia, dotyczącego prowadzeniu jakiejś firmy. Anne nalegała aby poszedł na studia, że ona zajmie się dzieckiem ale on nie miał serca na tak długo go zostawiać. Nie miałby dla niego w ogóle czasu. A poza tym Amy była całkowicie przeciwko temu pomysłowi.
Zrobił śniadanie, po czym wsadził Mitchela do krzesełka dla dzieci i postawiłem przed nim talerz z pokrojonym już naleśnikiem. Sam zjadł dwa i był już napełniony. Była dopiero godzina 10 a mama przyjdzie po nichg o pierwszej więc mają jeszcze trzy godziny.

                                                                       ~*~

Siedząc na kanapie przed telewizorem z synem na kolanach usłyszał dzwonek do drzwi, przesadził chłopczyka na fotel, po czym przeszedł do korytarza, otworzył drzwi. Widząc swoją rodzicielkę, szeroko się uśmiechnął, po czym zaprosił ją gestem ręki do środka. Przytulił się mocno do niej, kochał swoją matkę, zawsze go wspierała w trudnych chwilach.
-Będziemy gotowi za 5-10 minut, wchodź i nie ściągaj butów. – powiedział po czym zamknął drzwi wejściowe. –Mitchel idziemy z babcią Annie na spacer?
-Tjaaak! – wykrzyknął uradowany chłopczyk z krótkimi loczkami.
-Harry proszę cię nie mów na mnie babcia, postarzasz mnie. –Harry tylko przewrócił oczyma, nie odpowiadając jej nic. Ubrał szybko Mitchela odpowiednio do pogody ( biorąc pod uwagę że była zima to ciepło ) po czym sam się ubrał. Gdy mieli już wychodzić, mama stanęła i obróciła się do niego z wrednym uśmieszkiem. –Mój Harold kończy dzisiaj 20 lat, to takie smutne, nie mam już nikogo w domu, Gemma też się już dawno wyprowadziła, ale mniejsza o to, wszystkiego najlepszego synku. –złapała jego policzki i je „wytarmosiła”, jak to miała w zwyczaju w jego urodziny lub w inne „uroczystości” . Harry nienawidził tego gestu, czuł się jak dzieciak.
-Mamooo! Przestań! Nie jestem już dzieckiem, możesz Mitchelowi tak robić. –oburzył się kędzierzawy chłopak.
-Oj Hazza ty dla mnie zawsze jesteś i będziesz dzieckiem, a Mitchelowi też tak robie, a teraz chodź, bo nie mamy całego dnia.
-Em.. no właśnie że mamy, ale dobra chodź. – słowa skierował do rodzicielki. –Zachciało się jej przeprowadzać do Londynu. –mamrotał pod nosem.
-Słyszałam! I wiesz, że to dla twojego dobra.
-Przecież wiem, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
-No wiesz Amy w ogóle ci nie pomaga…- Harry przerwał jej, byli już w połowie drogi do kawiarni a jechali samochodem.
-Mamo.. znowu zaczynasz? Kocham ją, przecież wiesz o tym a tak poza tym to za parę dni jest ślub.

                                                                       ~*~

Posadził na krześle naprzeciw siebie synka a mama usiadła obok niego. Zamówil to samo co zawsze gdy przychodzili tutaj z mamą w jego urodziny. To był taki dziwny zwyczaj, nie umiel go zmienić, zawsze siadali przy tym samym stoliku, każdy na tym samym krześle, teraz tylko zmieniło się to że Mitchel siedzi naprzeciw niego gdzie kiedyś siedział Lou… Ich zamówienie składało się z gorącej czekolady oraz tiramisu. Zaczęli rozmawiać na różne tematy, najwięcej o przeszłości i o jego dzieciństwie, mama opowiadała mu jak to był nieznośny i co odwalił. Dużo się śmiali, a Mitchel był wyjątkowo dzisiaj grzeczny. Co strasznie ucieszyło młodego ojca, on zazwyczaj był złem wcielonym. Kto z nim zostawał na chociaż godzinę sam na sam, to już więcej nie chciał nigdy. No poza oczywiście mamą Hazzy i Liamem – jego przyjacielem, którego poznał dwa lata temu, gdy przeprowadził się do Londynu. Mama Harryego musiała wyjść już po dwóch godzinach bo dzwonili do niej z pracy, że musi się stawić na zastępstwo za przyjaciółkę. Harry jeszcze posiedział razem z synkiem, nakarmił go tiramisu i później ubrali się i udali w stronę wyjścia.
Udał się z synem na rękach w stronę parkingu gdzie zostawił samochód, musiał przejść na drugą stronę ulicy. Czekał aż światło zmieni się na zielone, zaczął przyglądać się osobom po drugiej stronie ulicy. Zauważył tam dobrze znaną twarz z jego dzieciństwa gdy miał 10 lat. Zaczął się jemu przyglądać, ale gdy tylko on zobaczył że Harry jemu się przygląda, poszedł w całkiem inną stronę, szybkim tempem.
Harry właśnie albo miał zwidy albo widział swojego przyjaciela – Louisa.
Miał teraz bardzo mieszane uczucia, nie miał 100% pewności że to on, ale był strasznie podobny. Nie, Louisa nie da się z nikim pomylić to na pewno był on. Miał taką małą nadzieję, że to był właśnie on.
Nie zauważył nawet gdy światło się zmieniło, szybko przeszedł na drugą stronę nadal wstrząśnięty tym co przed chwilą zobaczył. Gdy był już na parkingu otworzył, drzwi i posadził synka do fotelika na tylnym siedzeniu. Sam później zasiadł za kierownicą. Położył głowę na kierownicy. Chciał jeszcze raz go spotkać aby mieć pewność, że to JEGO tam zobaczył.
Ponieważ dzisiaj mija 10 rok bez Louisa.

___________________________________________
Witam was z pierwszym rozdziałem! Wiem, że jest beznadziejny i krótki ale już w 2 zacznie się coś dziać i na pewno będzie dłuższy.
Rozdział ma 1 202 wyrazy. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Pytania do postaci lub do mnie tutaj
Zapowiedź One Shota o Niamie tutaj
Jak ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach niech zostawi nick od swojego tt. 

sobota, 2 marca 2013

SE01EP00



~*~

Harry ubrał zimową kurtkę, czapkę, szal, rękawiczki a na końcu buty. Powiadomił mamę, że wychodzi z Lou na sanki. Dzisiaj były dwunaste urodziny Harry'ego, nie chciał żadnego przyjęcia, chciał ten dzień po prostu spędzić ze swoim przyjacielem, Louis'em. Mimo dwóch lat różnicy między nimi, rozumieli się bardzo dobrze. Harry nie dawno dowiedział się że Lou jest gejem, ale to mu nie przeszkadza. Harry stanął przed drzwiami i zapukał czekając przy tym aż ktoś otworzy drzwi. Po dłuższej chwili czekania aż ktoś otworzy, postanowił nacisnąć klamkę, która ustąpiła bez żadnych sprzeciwów. Popchnął drzwi i wszedł do mieszkania. Zmarszczył brwi w zdezorientowaniu, wszędzie było pusto, żadnych fotografii na ścianach, nie było mebli. Nic, pustka. Harry w szybkim tempie pobiegł na górę, stając przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Lou. Odetchnął kilka razy głęboko, jakby od tego miało zależeć jego życie - ale w końcu zależało - i popchnął drzwi. 
Kędzierzawy chłopak opuścił pokój z płaczem, biegł do domu jak ktoś by go gonił i chciałby go porwać, płakał przez parę miesięcy, ponieważ jego najlepszy przyjaciel opuścił go bez słowa przeprowadzając się. 
Nie jadł wiele, jego mama - Anne i siostra - Gemma, wręcz błagały go aby zjadł chociaż jedną kromkę z masłem.
Dopiero po około 7 miesiącach Harry doszedł do siebie, próbując usunąć z życia kogoś takiego jak - Louis Tomlinson

  ~*~

Szedł za Louis'em, za jego Boo-Bear'em, można by rzec że biegł, ale czuł się jakby biegał w miejscu. Lou coraz bardziej się od niego oddalał, zaczął krzyczeć jego imię, ale nie mógł, bo stracił głos. Złapał się za szyję jakby to miało mu w czymś pomóc. Podłoże zaczęło go wchłaniać, zmieniło się w ruchome piaski. Gdy był zanurzony w piasku do pasa, Louis zniknął mu z pola widzenia, rozpłakał się,


Harry obudził się z krzykiem, cały zalany potem.

_______________________________________________________
Dobry wieczór, bądź dzień dobry! Witam was z dennym prologiem który mam nadzieję nie jest TAK beznadziejny jak się mi wydaje.
Jeśli chcesz być informowany zostaw swojego tt.
Rozdział 1 ukaże się po epilogu Zouis'a, który będzie serio niebawem.
Mam nadzieję że to coś wam przypadnie do gustu i mam nadzieję że tego nie zjebie jak Zouis'a.
Pytania do postaci tutaj
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! Zmotywuje mnie ktoś do dalszej pracy? :3