*6 DNI DO ŚLUBU AMY I
HARRY'EGO*
Wstał pośpiesznie z łóżka, myśląc o tym co ma dzisiaj do
zrobienia. Musiał kupić obrączki na ich ślub. Obudził się jeszcze przed synkiem
co było bardzo rzadkie, zawsze to synek jego budził. Poleżał chwilę w łóżku
myśląc o wszystkim i o niczym, po czym zszedł z łóżka ubierając na siebie
czarne rurki, biały T-shirt, a na nią granatową marynarkę. Wszedł do kuchni,
wstawiając wodę na herbatę, nie lubił pić kawy, po czym zaczął robić jakieś
śniadanie dla nich obydwu. Gdy już akurat kończył, usłyszał wołanie jego synka.
-Tata! Tjata! –wołał z drugiego pokoju chłopczyk, nie
lubił zostawać sam w pokoju, bo się bał. Mitchel był straszliwym dzieckiem, nie
lubił obcych ludzi. Harry wziął go na ręce.
-Dzień dobry kochanie. Chodź zjemy śniadanie, później
zawiozę cię do wujka Liam'a może być? –pokiwał tylko ochoczo główką, bardzo
lubił Liam'a.
~*~
Gdy on i syn byli już gotowi, ojciec wziął syna na ręcę i
wyszedł z domu. Zanim jeszcze wsiadł do samochodu, zakluczył drzwi. Włożył
Mitchel'a na tylne siedzenia do fotelika. Uśmiechnął się jeszcze do niego – tak
bardzo kochał swojego syna, nikomu by go nie oddał. Wsiadł za kierownicę
swojego samochodu, nie świadomy tego że ktoś go obserwował. Harry nie miał
daleko do Liam'a, ale wolał nie ryzykować tym, że Mitchel się rozchoruje.
Szczególnie teraz, gdy do ślubu zostało sześć dni. Gdy zaparkował już na
podjeździe wyjął chłopczyka z samochodu i złapał za rączkę – chciał iść sam.
Harry zapukał do drzwi i nie czekając aż jego przyjaciel łaskawie mu otworzy,
wprosił się.
-Siema! – zawołał od razu na wejściu, w przejściu pojawił
się jego przyjaciel z jaśniejszymi od jego lokami na głowie, z ogromnym
uśmiechem na ustach.
-Hej. –rozłożył ręce i zaczął kierować się w jego stronę
w celu przytulenia się do zielonookiego przyjaciela. Ale jednak w ostatniej
chwili zawrócił i przytulił się do małego chłopczyka który ochoczo odwzajemnił
uścisk.
-No wiesz co Liam, zraniłeś moje uczucia. –zaczął udawać
że płacze, mimo tego że miał dwadzieścia lat to i tak zachowywał się i wyglądał
jak nastolatek. Gdy w końcu Liam i Mitchel oderwali się od siebie, starszy od
niego o rok chłopak podszedł do niego i przytulił mocno.
-Wiem, że miałeś wczoraj urodziny Harry ale i tak
wszystkiego najlepszego. Poczekaj tutaj, mam coś dla ciebie.
-Oooo przynajmniej jeden pamiętał. – jego matka się nie
liczyła, ona zawsze pamiętała. Liam pojawił się tym razem z małą paczuszką,
którą podał Harry'emu. Styles uśmiechnął się do niego szeroko ukazując przy tym
swoje urocze dołeczki, na które „leciały” wszystkie kobiety. Zajrzał do
paczuszki w której znajdował się srebrny łańcuszek a na nim przywieszka ze
srebrnym bananem. Harry roześmiał się na ten prezent.
-No wiesz, lubisz banany, a nie wiedziałem co ci kupić.
Może być? –przygryzł nerwowo dolną wargę.
-Hahahaha Liam, normalnie cię kocham, zawsze musisz
jakieś jaja odwalić, ale serio śliczne dziękuję. –przytulił się ponownie do
przyjaciela. Zanim jeszcze wyszedł ubrał wisiorek – który naprawdę mu się
podobał – ucałował Mitchel'a i podziękował jeszcze raz Payn'owi.
~*~
Zaparkował na parkingu sklepu jubilerskiego, miał odebrać
obrączki. Nie zajęło mu to długo. Po paru minutach już wracał ze srebrnymi
pierścionkami dla niego i dla Amy. Usiadł za kierownicą samochodu i wyjechał z
parkingu w stronę domu swojej narzeczonej. Mieszkała w centrum Londynu, Harry
miał do niej od swojego domu 3 kilometry, ale od sklepu jubilerskiego nie miał
daleko.
Zaparkował na podjeździe po czym wyszedł z samochodu,
nucąc jakąś nie znaną melodię. Zadzwonił na dzwonek czekając aż ukochana
otworzy mu drzwi. Jak na złość dzisiaj zapomniał zapasowych kluczy które dostał
od niej. Nie musiał długo czekać, ponieważ przed nim pojawiła się długowłosa
blondynka. Wpuściła go do środka bez słowa, dopiero gdy zamknęła drzwi,
pocałowała go namiętnie.
-Co słychać kochanie? – zapytał Styles, gdy oderwali się
już od siebie z mlaskiem.
-A co może być, jak zwykle wywiady, wszędzie piszą o
naszych zaręczynach, znowu mam propozycje do jakiegoś pojebanego filmu. – powiedziała
na jednym wydechu. Harry przytulił ją mocno, nie lubił jak się tak przemęczała.
Usiedli na kanapie przed wielką plazmą i włączyli przypadkowy film który
właśnie był emitowany na jednym z programów. Lubili tak beztrosko siedzieć, nie
przejmując się niczym. Lecz teraz Harry przejmował się jedną rzeczą a
mianowicie; dlaczego Amy w ogóle nie pyta się co u jej synka, a ta druga, czy
na pewno w tedy widział Louisa, czy miał zwidy. Bojąc się o synka zaczął
zasypywać Liam'a sms'ami czy wszystko jest w porządku z jego synem. Po 10
minutach otrzymał jedną odpowiedź na 23 wysłane sms’y do niego.
„Harry wszystko jest z nim w porządku, zasnął przed
chwilą. No i dziękuję że o mnie się troszczysz -,-‘” Zaśmiał się widząc tego
smsa, odpisał mu „O ciebie się nie muszę martwić, kochanie xx”. Popatrzał się
na Amy, która wpatrywała się w ekran plazmy.
-Kochanie, mogłabyś kupić sobie bukiet na ślub? Bo nie za
bardzo mam czas. – zapytał wpatrując się w nią. Amy oderwała wzrok od tv i
przeniosła na niego wzrok.
-Nie Harry, mam strasznie dużo na głównie, nie wiesz jak
to jest być najsławniejszą aktorką w Wielkiej Brytanii. Ktoś musi na nas zarabiać.
-Mógłbym iść do pracy. – powiedział spokojnie.
-Harry nie rozśmieszaj mnie, do jakiej niby pracy?
Będziesz ulotki roznosił, pogódź się z tym, nie znajdziesz pracy. – powiedziała
kpiąc z niego. Harry natychmiast wstał z miejsca. Nie miał zamiaru się z nią
kłócić, to była ostatnia rzecz na jaką miał dzisiaj ochotę. Ubrał kurtkę i
wyszedł bez żadnego słowa z jej domu.
~*~
Wszedł
bez żadnego ostrzeżenia do domu jego przyjaciela. Ściągnął buty i ubranie
wierzchne, zaglądnął do kuchni – nikogo nie było, - później poszedł do salonu
gdzie zastał Liam'a z jego synkiem na kolanach, oglądali jedną z bajek dla
dzieci.
-No
no Liam, nie wiedziałem, że się cofniesz w rozwoju, powiedz mi, o czym jest ta
bajka? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Liam podskoczył lekko, mocno łapiąc
Mitchel'a w pasie.
-Matole,
ostrzegaj!
-Nie
przy dzieciach Liam. – powiedział spokojnie, na co Payne, wywrócił młynka
oczami. – Czy ten mały diabeł był grzeczny? – zapytał podchodząc do dzieciaka,
biorąc go na ręce. Zaczął obsypywać go pocałunkami.
-Styles
on przy wujku Liam'ie jest zawsze grzeczny. Masz co do tego jakieś wątpliwości?
– wstał z miejsca i udał się w stronę kuchni. – Chcesz coś do picia?
-Nie,
słuchaj przenocuj dzisiaj u mnie, zrobimy sobie męski wieczór. Co ty na to? –
zapytał śmiesznie ruszając brwiami.
-Nie
wiem Harry, nie za bardzo mi się chce…
-Liam…
co ty tutaj będziesz robił sam? Powinieneś sobie znaleźć w końcu chłopaka.
Dlaczego nie mogę ci założyć tego konta na randce w ciemno? – zapytał krzyżując
ręce na piersi.
-Już
to przerabialiśmy Styles. I ani mi się waż robić coś bez mojej wiedzy!
Zrozumiano! No i dlatego nie chce u ciebie nocować, znowu będzie to samo:
„Dlaczego z nikim się nie umówisz, masz już 21 lat” – powiedział dziwnie
ruszając rękoma.
-Nie,
obiecuję że nic takiego nie powiem. No proszę Liam, zostawisz swojego
przyjaciela? –usłyszał tylko przegrane odetchnięcie przyjaciela. Na twarzy
Harry'ego pojawiły się te dziwnie dołeczki, czyli wygrał.
~*~
Wyszli
z samochodu, z uśmiechem na ustach. Harry przeszedł na drugą stronę pojazdu,
aby wyciągnąć z fotelika synka. Gdy wyprostował się już z Mitchel'em na rękach,
zauważył kogoś kto prawdopodobnie spał na ławce naprzeciwko jego domu.
-Liam,
możesz wziąć Mitchel'a do domu? Za chwilę przyjdę. – powiedział nadal wpatrując
się w śpiącego chłopaka, widać było, że trząsł się z zimna. Liam wziął bez słowa
chłopczyka i udał się do domu. Harry nie pewnym krokiem przeszedł na drugą
stronę uliczki. Przyjrzał się śpiącemu chłopakowi. Widać było, że miał zły sen,
miał nie mały grymas na twarzy. Jego brązowa grzywka opadała na blade czoło.
Był ubrany w czerwone rurki i granatowy cienki sweter – na pewno było mu zimno
( było -7 stopni ). Miał rozpalone policzki – możliwe że miał gorączkę. A Harry wahał się czy go obudzić bo był to
Louis. Nie pewnie złapał go za ramię i nim potrząsnął, nie reagował. Dopiero po
spoliczkowaniu go ukazał swoje niebieskie jak ocean tęczówki, gdy spojrzał na
winowajcę jego pobudki o mało co oczy nie wyleciały mu z orbit. Zapanowała
niezręczna cisza. Louis wstał z ławki i zaczął odchodzić chwiejnym krokiem, nie
obracając się za siebie. Harry obserwował go. Gdy Tomlinson był już dość
daleko, upadł. Młodszy wystraszony, zaczął biec do Lou. Uklęknął przed nim i zaczął
go budzić, jednak z marnym skutkiem.
-Louis,
obudź się do cholery jasnej! – wykrzyknął, znowu bez skutku. Dotknął drżącymi
dłońmi jego bardzo rozpalonego czoła. Wziął go na ręce, nie był ciężki. Szybkim
krokiem z Louis’em na rękach udał się do domu.
-Liam,
pomóż mi! – zawołał już na progu. Przyjaciel podbiegł do niego szybko,
zatrzymując się w pół kroku, marszcząc brwi przyglądając się nieznajomemu. –
Nie stój tak tylko pomóż, połóż go na kanapę, a ja wezmę mokry ręcznik. – Payne
zabrał od niego nieprzytomnego, po czym szybko przeszedł do salonu – gdzie Mitchel
oglądał bajki – i położył go. Miał bardzo zarumienione policzki. Harry
przybiegł z mokrym ręcznikiem, który położył Lou na czoło.
-Kto
to jest do cholery? – zapytał w końcu Liam odrywając wzrok od leżącego na
kanapie. Harry przez chwilę nie odpowiadał, wpatrywał się w starszego od niego
z uśmiechem.
-To
jest Louis.
-No
dobra… a dlaczego jest nieprzytomny? Może mi powiesz, że w tych ubraniach był
na dworze? I skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś?! – Liam zaczął zadawać masę
pytań. Harry położył mu dłoń na ustach, dając mu znak, aby przestał tyle
nawijać.
-Miałem
nadzieję, że ty mi powiesz dlaczego zemdlał, to ty studiujesz medycynę. I tak w
tych ubraniach był na dworze, spał na ławce, a na resztę pytań odpowiem
później.
-Dobra.
– Liam zdjął z jego czoła ręcznik, po czym przyłożył do jego czoła dłoń. –
Harry, radzę ci wezwać szybko lekarza, jego stan jest poważny, na pewno ma
bardzo wysoką gorączkę. To ty zadzwoń, a ja spróbuje mu trochę zbić gorączkę.
Rusz dupę, Styles! – Harry wystrzelił jak z procy szukając telefonu, nie mogąc
go znaleźć skorzystał z domowego. Liam ściągnął z Lou sweter, ukazując jego umięśniony
tors. Zaczął zbierać wszystkie możliwe ręczniki i zaczął je moczyć pod zimną
wodą, a później okładał je nimi. Po chwili przyszedł do niego Harry,
oznajmiając mu, że lekarz powinien być za chwilę. Liam poszedł do kuchni,
otworzył zamrażarkę i wyjął z niej woreczek lodu, który później położył mu na
czole zamiast ręcznika. Mitchel przyglądał się im z uśmiechem, nie wiedząc co
się dzieje.
Rozbrzmiał
dzwonek do drzwi. Po chwili Harry stał już z lekarzem w salonie, mówiąc mu
dokładnie co się stało. Lekarz zaczął go badać, a Harry i Liam przyglądali się
jego poczynaniom. Po paru minutach się odezwał.
-No
panowie, mam dla was dobre wieści, będzie żył, gdyby nie wy i wasza szybka
reakcja na jego stan było by po nim, dam mu kroplówkę bo może się odwodnić.
Dobrze, że ją ze sobą wziąłem. – Lekarz – już po 30 – schylił się do swojej
torby i wyjął z niej woreczek z przeźroczystą cieczą w środku. Po paru minutach
Louis był podłączony do kroplówki. – A tak w ogóle to ma ten chłopak gdzieś
zamieszkać? Ma może dziewczynę czy kogoś kto by się nim zajął? Potrzebuje teraz
dużo opieki. – powiedział lekarz, wpatrując się raz w Liam’a a raz w Harry’ego.
-Będzie
mieszkał u mnie, doktorze. – Liam spojrzał na niego z szokiem w oczach. Lekarz
kiwnął głową, powiedział słowa pożegnania i wyszedł.
-Jak
to będzie u ciebie mieszkał?
-No
normalnie. Liam to mój przyjaciel z dzieciństwa, kiedyś ci to opowiem, ale nie
teraz. Jak myślisz kiedy się obudzi?
-Okej.
Obstawiam, że tak za dwie godziny, może mniej. – Harry pokiwał twierdząco
głową. Poszedł do kuchni wstawić wodę na herbatę. Serce zaczęło mu coraz
mocniej bić. Teraz do niego dotarło co się stało. Odnalazł Louis’a, ale prawie
go stracił. Ale i tak nadal był na niego zły, za to że opuścił go bez słowa.
*2
godziny później*
Mitchel
już spał, było już po północy, a Louis nadal się nie obudził. Harry i Liam
mieli nadzieję, że on się jeszcze dzisiaj wybudzi. Właśnie oglądali jakiś film,
prawie oczy im się zamykały. Usłyszeli jak huk. Spojrzeli za siebie i zauważyli
przytomnego już Louis’a leżącego na podłodze, siłującego się z kroplówką.
Podbiegli do niego. Louis podniósł na nich wzrok.
-Matko
powiedz, że mi się to śni, proszę. – wyszeptał do siebie. Był strasznie
zmęczony, było to widać po jego oczach.
-Nie
Lou, to ci się nie śni. – powiedział spokojnie Harry kucając przy nim. – Idź spać,
jutro ci kazanie zrobię.
Louis
spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach. To musiało mu się śnić. Harry
pomógł mu wstać, położył go na kanapę i przykrył dokładnie kocem. Po paru
minutach, usłyszeli miarowy oddech bruneta.
_______________________________________________
Hej! Jak widzicie, dodałam nowy rozdział, mam nadzieję, że nie był taki zły. Rozdział ma 2 068 wyrazów. Więc chyba dużo. Przepraszam za wszelkie błędy.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Jesli chcesz być informowany zostaw w komentarzu swojego tt lub napisz do mnie @Zaawsze_Spoko
PYTANIA DO POSTACI LUB DO MNIE TUTAJ