środa, 24 kwietnia 2013

SE01EP05


Rozdział 5

* 3 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*

~*~

Harry'ego jak zwykle coś musiało obudzić. Tym razem był to dźwięk dzwoniącego telefonu. Jeszcze z zamkniętymi oczami, sięgnął na półkę gdzie powinien leżeć telefon. Gdy w końcu go miał już w dłoni, nie patrząc na wyświetlacz, odebrał. Przyłożył telefon do ucha i czekał aż ktoś się odezwie. Był zbyt leniwy żeby zrobić to pierwszy.
-Halo? Harry? Pamiętaj, że za pół godziny mam wywiad na żywo. -rozłączyła się. Przynajmniej Styles nie musiał nic mówić. Rzucając gdzieś telefon, przytulił się do poduszki i próbował jeszcze zasnąć. Lecz nie było mu to dane, ponieważ już po chwili usłyszał nawołującego go syna. Z głośnym westchnięciem, wstał z łóżka i na nogach jak z waty, poszedł do pokoju Mitchela. Gdy chłopczyk zobaczył tatę, od razu przestał płakać. Uśmiechnął się do ojca, ukazując białe ząbki. Przebrał syna z piżamy w ubrania. I postawił na podłodze. Sam udał się przez salon do kuchni - gdzie spał Lou, oczywiście mówił mu żeby spał na jego łóżku z nim, ale był uparty i się na to nie zgodził (miał swoje powody), - gdzie postanowił zrobić śniadanie. Jak zwykle z resztą.

Mitchel z wrednym uśmieszkiem, "wspiął" się na jeszcze śpiącego Louis'a i zaczął po nim skakać. Harry akurat wyjrzał przez drzwi kuchni chcąc zobaczyć co robi mały diabeł. Widząc go jak zaczął skakać po jego nowym współlokatorze, podbiegł szybko do syna biorąc go na ręce. Ale i tak Mitchel obudził tym Louisa.
-Czy mi się śniło, czy coś mi po brzuchu skakało? -zapytał, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy pięściami. Harry w tamtej chwili pomyślał sobie że on wyglądał jak dziecko.
-Przepraszam to Mitchel. -powiedział z niesmakiem Harry. Podszedł do stolika na kawe gdzie były piloty od tv, włączył kanał na którym miała być na żywo jego narzeczona. Jak się okazało zostało jeszcze trochę czasu do emisji wywiadu na żywo. Nie tracąc czasu Styles udał się do kuchni po kanapki i 3 kubki z herbatą. Louis nadal wylegiwał się na kanapie więc Harry usiadł obok niego. Przy klatce piersiowej. Wziął chłopca na kolana i dał mu kanapkę aby ją zjadł. Chłopczyk z chęcią, wziął kanapkę do swoich rączek.

Zaczął się wywiad. Louis nadal leżał na sofie, znudzony. Mitchel widząc swoją matkę w tv, od razu mocno przytulił się do ojca. Lou zmarszczył brwi, nie rozumiejąc zachowania młodego.
-Harry właściwie, to czemu to oglądamy? - Styles przeniósł wzrok z tv na chłopaka który uśmiechał się do niego od ucha do ucha. Harry uwielbiał ten uśmiech, w tedy Lou miał takie wesołe iskierki w lazurowych oczach. Harry odruchowo odwzajemnił uśmiech, ukazując przy tym swoje słodkie dołeczki.
-To jest moja narzeczona. -Louis poczuł ukucie w brzuchu, ale nie pokazywał tego.
-No Hazz, masz gust. -powiedział po czym wstał z sofy i udał się do łazienki. Modląc się, aby policja w końcu odnalazła jego rzeczy. Chciał już wrócić do domu i usłyszeć w końcu od matki te słowa których tak nie cierpiał, a mianowicie "a nie mówiłam". Gdy już wyszedł z pod prysznica, pachnący brzoskwiniowym żelem, ubrał ciuchy Hazzy, które wręcz były przepełnione jego zapachem. Przez co zaczął go przeklinać pod nosem. Gdy wyszedł z łazienki, udał się do salonu, znowu siadając obok Harry'ego. Który od nie chcenia wpatrywał się w ekran telewizora. Louis nawet nie wie o czym był ten wywiad, nie słuchał go. Wpatrywał się w młodego Stylesa który nadal był kurczowo przytulony do ojca. A ten szeptał mu jakieś słowa do ucha, chyba na uspokojenie. Ale dlaczego Mitchel miałby się czegoś przestraszyć. No chyba nie swojej matki. Tak? Ta cała sytuacja była do Louisa ogólnie dziwna. Ale postanowił się nie wtrącać. -To co dzisiaj robisz? -zapytał, spoglądając na jego profil.
-Idziemy kupić garnitur.
-Jak to "my"?
-No idziesz ze mną, co ty myślałeś?! Jeszcze Liam, no i Mitchel. -zaśmiał się. Wyłączył telewizor, a Mitchel od razu puścił ojca. To jeszcze bardziej wprawiło w osłupienie Louisa. To było popierdolone. Tommo zaczął na prawdę podejrzewać że chłopczyk boi się matki, ale można tak? Louis wstał z kanapy i zaniósł naczynia z salonu do kuchni po czym je umył. -Louis.. wiesz co jest nie sprawiedliwe?
-Hmm? -mruknął tylko. Był zbyt zajęty myciem talerza.
-Że wyglądasz w moich ubraniach lepiej niż ja. - wyszedł z kuchni. Poszedł pewnie przebrać Mitchela, bo mieli pójść do tego sklepu. A Louis stał oszołomiony, wpatrywał się w biały talerz. Czy Harry z nim flirtował? Louis szybko wyrzucił z głowy tą myśl i wrócił do zmywania naczyń. Ale i tak Boo odczuwał przyjemne ciepło, w podbrzuszu gdy to usłyszał.

Liam czekał już na nich, przed budynkiem, oparty o maskę samochodu. Kopał kamyk, który znajdował się blisko jego buta. Miał na twarzy wyraźny grymas. Do ślubu zostały jedynie trzy dni, a on myślał że Harry zrozumie, że ten ślub to jedna wielka pomyłka. Myślał żeby wpaść na przysiędze do urzędu państwowego z głośnym "przerwać ślub". Ale raczej to nie wchodziło w grę, bo będzie świadkiem na tej popierdolonej uroczystości. Nie miał pomysłu jak uchronić przyjaciela, przed tą wściekłą babą. Wiedział że jak się on z nią ożeni to ona nie da się rozwieść. Była strasznie zawzięta, dążyła zawsze do swojego i zawsze to dostawała. Payne z głośnym westchnięciem i pulsującą krwią w żyłach kopnął, kamyk najmocniej jak potrafił, przed siebie. Co z tego że kamień uderzył w czyjś samochód ( nie zrobił szkód ) jak miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, podniósł wzrok i zauważył Harry'ego ze szczerym uśmiechem na ustach i Lou który niósł na rękach Mitchela. Śmiali się z czegoś. I Liam już wiedział, że Harry i Louis tworzyliby najlepszą parę na świecie. Payne wiedział że Harry jest biseksualny (całował się kiedyś z facetem w jakimś klubie), no więc raczej problemu by nie było. Teraz tylko musi załatwić sobie shipperską koszulkę.
Przywitali się ze sobą, po czym wsiedli do samochodu i pojechali do centrum.

Z uśmiechami weszli do jednego ze sklepów z garniturami. Każdy z nich się rozdzielił i udał się w inny przedział. Były tutaj nawet różowe garnitury, które Hazza chciał od razu przymierzyć. Oczywiście Liam i Louis od razu wybili mu ten pomysł z głowy, grożąc. Każdy z nich wziął parę z nich, które najbardziej się im podobały i wręczyli je Harry'emu, aby poszedł się przebrać.
Mitchel zaczął narzekać, że jest głodny, dlatego Liam ze swoim "niecnym" planem, wziął chłopczyka do Mc Donald'u, zostawiając samego Louisa i Harry'ego.

Louis usiadł na wygodnym fotelu, na przeciwko przebieralni w której był Styles. Zaczął stukać paznokciami o oparcie na ręce fotela w rytm jednej z piosenek lecących z głośników. Po chwili Styles wyszedł w obcisłym szarym garniturze. Marynarka powiększała mu barki. Udał się z powrotem do przebieralni, z westchnięciem. Nienawidził robić zakupów, zawsze miał taki plan, że jak tylko wejdzie do jakiegoś sklepu to jakaś niewiadoma siła oświetli to co właśnie szukał. Lecz nigdy tak się nie stało. Z resztą co się dziwić, Styles zachowuję się nadal jak dzieciak.

Po paru nie udanych próbach, wyszedł tym razem w czarnym garniturze. Dokładnie opinającym jego mięśnie. Wyglądał dosłownie jak Bóg Seksu. Każda jego część ciała była idealnie, wyrzeźbiona a ten garnitur to tylko podkreślał. Louis aż przygryzł wargę. Harry przyjrzał się sobie w ogromnym lustrze. Po czym obrócił się przodem do Louis'a i podszedł do niego.
-I co może być? -zapytał z nutką nadziei w głosie.
-Szczerze? -uniósł jedna brew do góry na co Styles pokiwał ochoczo głową. -Wyglądasz... jak Bóg Seksu. -Harry zaśmiał się na jego słowa i uśmiechnął się szeroko patrząc w jego niebieskie tęczówki. Z radia zaczęły sączyć się pierwsze słowa piosenki Ed'a Sheerana "Kiss Me". Louis czując, że stoją coraz bliżej siebie, zrobił mały krok do tyłu. Na co drugi od razu zrobił do przodu. Nie panował nad umysłem i sercem. Louis czując, że nie ma jak się cofnąć, bo na drodze stanął mu fotel, zamknął oczy. Harry zaczął przybliżać swoją twarz ku jego, zamykając oczy. Louis poczuł malinowe, pełne usta na swoich. Zakręciło mu się w głowie a kolana zaczęły się pod nim uginać. Zignorował to i oddał pocałunek, który przerodził się w coś bardzo namiętnego. Oboje zaczęli czuć intensywne ciepło w podbrzuszu. Styles nigdy czegoś takiego nie czuł, nawet przy Grand. Louis rozszerzył usta, dając mu większy dostęp do swojej żuchwy. Tommo przejechał językiem po jego dolnej wardze, przez co Hazza poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.
Gdy zaczęło brakować im tlenu, odsunęli się od siebie, patrząc sobie głęboko w oczy. Louis'owi przez chwilę odebrało mowę.
-Boże Harry.. ja przepraszam.
-Louis, to ja przepraszam, ja pocałowałem cię pierwszy. -udał się w stronę przebieralni, próbując nie pokazywać jak bardzo uginają się pod nim kolana. Uklęknął za zasłoną, chwytając się za włosy. Miał ogromny mętlik w głowie, tak samo jak Louis.

Liam wracał z Mitchelem do sklepu, gdzie zostawił pozostałą dwójkę. Gdy dochodził juz do sklepu, zauważył przez szybę całujących się Harry'ego i Louis'a. Od razu wycofał się, nie chciał żeby Mitchel zaczął zadawać pytania, na które on sam nie zna odpowiedzi, i im przerywać. Z ogromnym uśmiechem udał się do sklepu, gdzie można zamówić koszulki z wybranym przez siebie nadrukiem.

____________________________________________________

Jak widzicie, jest już Larry. Nie miałam jakoś pomysłu na ten pocałunek dla tego taki jaki jest. Rozdział ogólnie mi się nie podoba. Przepraszam za błędy.
Mam do was parę pytań, na które mam nadzieję że mi odpowiecie.
Chcecie 2 sezon?
Jak tak to mam też opisywać związek Liam'a (poznanie się i wgl.) z kimś? ( pewnie i tak wiecie z kim bd xD )
Zapraszam na zapowiedź opowiadania o Larrym tutaj
Jak zawsze jak macie jakieś pytania do mnie lub do postaci tutaj
Pozdrawiam :3 Do zobaczenia!


sobota, 13 kwietnia 2013

SE01EP04




*4 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*

~*~

Harry szedł uliczkami Londynu myśląc nad swoim życiem. Było... dziwne? Zaczął zastanawiać się czy naprawdę kocha Amy. Na początku ich związku, czuł te motyli w brzuchu. Ale od czasu gdy urodził się Mitchel, już tego nie czuje. Myślał że w każdym związku tak jest. Na początku motylki, zaślepione oczy miłością, a później monotonność. Ale tak było.. prawda?

Nie wiedział czy kochał Amy. Gdy tak myślał miał co do tego pewne wątpliwości. Wszyscy mówili że ona nie jest dla niego. A on uparcie się tego wypierał. Oświadczył się jej ze względu na syna, no ale nie tylko! Zawsze chciał żeby jego syn miał normalną, kochającą się rodzinę. No ale skoro mały i tak boi się matki to już i tak nie będzie taka normalna rodzina. Może to tylko kwestia czasu zanim młody Styles przyzwyczai się do matki. Ale na razie nic na to nie wskazywało. Chyba gorzej już być nie może. 

No dobra jak się okazało, może być gorzej. Na podróż poślubną jadą na narty do Alp. Harry nienawidził śniegu i wszystkiego co jest z nim związane. Ale oczywiście udał że go to cieszy.
Czasami Harry czuł się w tym związku jak kobieta. Amy rozkazywała, a on wykonywał polecenia. No na przykład ten ślub. Dlaczego Harry ma to wszystko przygotowywać skoro to baby coś takiego zawsze kręciło?! 

Louis wiedział, że Harry nie lubi śniegu. Zmarszczył brwi. Dlaczego o nim pomyślał? Potrząsnął głową, próbując wyrzucić z siebie tą myśl. Przyśpieszając kroku, udał się do mieszkania zahaczając jeszcze o Tesco.


Harry otworzył drzwi najciszej jak tylko umiał. Wszedł na palcach do holu, gdzie zdjął buty. Udał się od razu w kierunku pokoju Mitchela, na palcach, sprawdzając czy śpi. Jakie było jego zaskoczenie, gdy nie zobaczył tam dzieciaka. W panice pobiegł do swojej sypialni. Tam też go nie było. Już z łzami w oczach pobiegł do salonu, gdzie zobaczył śpiącego Louisa a na jego kolanach spał Mitchel, obtoczony ramieniem Lou. To była najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek widział. Nie wiedząc dlaczego, wyjął z prawej kieszeni spodni telefon i z uśmiechem zrobił im zdjęcie.

Cicho wycofał się z salonu i udał się do swojej świątyni - kuchni. Postawił wodę na herbat, po czym zabrał się za robienie śniadania. Zawsze gotowanie mu wychodziło. On potrafił stworzyć coś genialnego nawet z czterech składników.
 Harry obrócił głowę w jego kierunku, słysząc że ktoś wszedł do kuchni. Uśmiechnął się promiennie 
Louis poczuł jak ktoś wierci się na jego kolanach. Jeszcze nie do końca otworzył oczy i spojrzał przed siebie lekko mrużąc oczy. Miał w objęciach chłopczyka. Zasnęli razem na kanapie nie przebierając się z wczorajszych ubrań. Mitchel zaczął coś zawzięcie mówić, nie za bardzo zrozumiałego. 
Lou obrócił go tak, że byli teraz na przeciwko siebie twarzami. 

-Wyspałeś się? -zapytał jeszcze sennym głosem. Mitchel w odpowiedzi potulnie pokiwał głową. -Wiesz lepiej żeby tata nie dowiedział się że zasnęliśmy tak, na kanapie. Myślisz że będę trupem? Nie no chyba mnie nie zabije. Boże czym ja się przejmuje. -wstał z kanapy, z Mitchelem na rękach lekko się chwiejąc. -To nie na mój wiek. -zaśmiał się, lubił mówić do dzieci. Sam ma cztery młodsze siostry. 

Udał się w kierunku kuchni aby zażycz lekarstwa na odporność które lekarz mu przepisał. Miało się je brać po śniadaniu, ale kto na serio się do tego stosuje?

Gdy Louis przekroczył z Mitchelem próg kuchni podskoczył z przerażenia. Harry stał obok pieca, robiąc śniadanie. Która była godzina że był już w dukazując dołeczki w policzkach mówiąc "dzień dobry". Louis odpowiedział mu tym samym. Posadził chłopca do fotelika, a sam usiadł naprzeciw niego.

Harry po chwili nałożył mu pysznie przygotowane śniadanie. Mimo to, iż było to tradycyjne angielskie śniadanie, i tak Styles zdaniem Lou robił je najlepiej.

Mitchel najpierw zaczął marudzić, że nie będzie jadł bo nie jest głodny, Ale po surowym spojrzeniu ojca, zabrał widelec ( którym niedawno zaczął się posługiwać ) i zaczął wkładać śniadanie do ust. Dobrze mu szło jak na 2 - letnie dziecko. W ogóle szybko się rozwijał.

-No i jak było? - zapytał Lou z chamskim uśmieszkiem - z którym zresztą było mu bardzo do twarzy - poruszając brwiami. Harry słysząc jego pytanie zakrztusił się jedzeniem, prawie wypluwając je przed siebie. Gdy już popił to co miał w ustach odetchnął z ogromną ulgą. Spojrzał na starszego z piorunującym spojrzeniem.
-Louis! Zboczeńcu! 
-Kto powiedział, że miałem to na myśli? -uniósł jedną brew. Tak na prawdę to Lou umiał się doskonale kryć z tym co czuje do młodszego.
-Czytam ci w myślach.
-Oby nie. -wymamrotał pod nosem, tak aby Hazza go nie usłyszał. - To co masz dzisiaj w planach? -zapytał.
-Musze się spotkać z Amy. Podeśle Mitchela do Liama. Pójdę tak za godzinę, wrócę niedługo. 
-Harry ja moge z nim zostać. Przecież Li ma studia. No chyba, że boisz się go zostawić ze mną? - włożył talerz do zlewu, po czym umył go i odłożył na suszarkę. 
-Nie Lou nie boję się, tylko nie wiem czy ty chcesz z nim zostać. On potrafi dać w dupe. 
-Jak mogłeś tak pomyśleć?! -uśmiechnął się do niego ukazując zaskakująco białe uzębienie. -Emm.. Harry, wiem że to nie moja sprawa, jeśli nie chcesz odpowiadać to nie musisz. Planowałeś dziecko w wieku osiemnastu lat? -zapytał nieśmiało przygryzając dolną wargę.
-Nie, nie planowałem. Ślubu z Amy też nie planowałem, to tak po prostu wyszło. Ze względu na Mitchela, chodź nie wiem czy robię dobrze. -mówił ledwo słyszalnie. Nie za bardzo lubił mówić na ten temat. -Teraz ja się coś ciebie zapytam, te same zasady, nie chcesz to nie mów. Eh... jak wyglądał Zayn i jaki był z charakteru? Nie chcesz to nie mów. -Louis usiadł na przeciwko Harry'ego. Na początku nic nie mówił. A Harry czekał cierpliwie aż powie chodź to "nie powiem ci". Czy coś w tym stylu, lecz nic takiego nie nadchodziło. Lou siedział nie ruchomo na krześle wpatrując się w jeden punkt. Aż gwałtownie odwrócił głowę, przyglądając się Harry'emu.
-No więc.. -odezwał się lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął. -Zayn miał czarne jak węgiel włosy zawsze postawione na żelu, czekoladowe oczy, oliwkową cerę, to dlatego że był muzumaninem. Miał kolczyka w uchu, wyższy ode mnie. No w sumie to nie wiem co ci mogę o nim powiedzieć. No po prostu był cholernie przystojny. W telefonie mam zdjęcie, jak odnajdą to ci pokarze. -Harry siedział wbity do krzesła. Nie sądził że Lou mu o nim cokolwiek powie. Nie spodziewał się tego. -A charakter? Był Bad Boy'em, ale był pomocny. No nie wiem co ci mam o nim powiedzieć Hazz... 

Harry wyszedł z domu, ubierając na stopy białe converse. Miał się spotkać z Grand, pod Big Benem. Mieli się przejść. Nie wiedział po co. 
Gdy był już na miejscu, pod zabytkiem zobaczył swoją narzeczoną. Przytulił ja na powitanie. Złapał ją za rękę i udali się w stronę najbliższego parku.
-I jak idą przygotowania na ślub? -zapytała swoim trochę piskliwym głosem. 
-Emm... dobrze. Amy słuchaj chce iść na studia. -powiedział stanowczo. Rozplątując ich dłonie. Amy się zatrzymała, była lekko czerwona po twarzy.
-Harry! Co ja ci mówiłam?! Nie pójdziesz na żadne studia! Jesteś na moim utrzymaniu! Nie będę ci płacić za jakieś denne studia.
-Przecież mam swoją kasę. 
-Co od mamusi? Nie, powiedziałam że nie pójdziesz. Nie ma już tego tematu. Chodź. -pociagnęła go za nadgarstek i wtuliła się w niego. Harry kichnął. Amy momentalnie się od niego odsunęła. -Jesteś chory? -zapytała. Harry nie zrozumiał tonu tego głosu. Brzmiał jakby to było coś nie normalnego. 
-A jak bym był to byś się mną zaopiekowała? 
-Oszalałeś?! Żebyś mnie zaraził! - przyśpieszyła kroku.


Harry'emu jednak się przedłużyło. Po drodze jeszcze poszedł do mamy a później do Liam'a. Stracił poczucie czasu i przyszedł dopiero pod wieczór. Miał tylko nadzieję że Louis go za to nie zabije. 
Harry wszedł do domu. Gdy przeszedł przez hol do salonu, zaparło mu dech w piersiach. Oczy wypełniły się łzami, jeszcze nikt nie zrobił czegoś takiego dla niego. Louis zmienił wygląd jego brzydkiego, szarego salonu ( nie był dosłownie szary ). Na podłodze został położony dywan, a na kanapie róże poduszki. Cały salon był zmieniony. Louis nawet rozłożył kino domowe. Harry nawet już o nim zapomniał. Teraz ten salon żył kolorami, nie to co wcześniej. Harry po prostu nie mógł w to uwierzyć, to wyglądało pięknie. Światła które były na ścianach idealnie odbijały się od pomarańczowych ścian. Tomlinson nawet rozpalił kominek, do którego właśnie wkładał drewno. Widocznie nie zauważył, że Hazza już przyszedł. Gdy Louis już dołożył drewna do kominka wstał i obrócił się tak, że napotkał oczy Harry'ego. Przez chwilę stali tak nic nie mówiąc. Aż w końcu Harry wykonał krok w stronę Lou. Tomlinson zaczął się obawiać czy dobrze zobił, zmieniając wygląd salonu. Gdy Harry stał już na prawdę blisko Lou, wpadł mu w ramiona. Co musiało trochę wyglądać dziwnie bo Harry jest od Louisa niższy. Louis najpierw zdezorientowany stał nieruchomo, ale po chwili objął przyjaciela ramionami. 
-Dziękuję Boo - Bear jeszcze nikt czegoś takiego dla mnie nie zrobił. Ten salon wygląda wspaniale. -powiedział do jego ucha. A Louisa w tym momencie przeszły ciarki wzdłuż pleców. Louis schował nos w zagłębieniu szyi Harryego który pachniał pomarańczą. Gdy oderwali się od siebie, uśmiechnęli się do siebie szeroko. Tomlinson urządził salon z tego co znalazł w piwnicy Harry'ego. 
-Mitchel śpi, a ty idziesz ze mną do kuchni. Mam jeszcze coś. -pociągnął młodszego za nadgarstek. Louis przygotował kolację, którą jedli zawsze razem w dzieciństwie. Uwielbiali ją obydwoje. Nie był to jakiś specjał, ale to było w końcu dzieciństwo. Ich dzieciństwo. -Wszystkiego najlepszego, Curly! Trochę spóźnione, ale mogą być? 
-Boże Louie, ty jeszcze pytasz?! Dziękuję, na prawdę dziękuję. -ponownie przytulił starszego, tym razem nie miał zamiaru go puścić, ale kiedyś w końcu musiał i zrobił to niechętnie. A Louis cieszył się tylko tym, ze widział ogromny uśmiech na twarzy młodszego.

_____________________________________________________
Hej! Jak widzicie dodałam 4, która nie podoba się mi za bardzo. Obiecuję, że w następnym rozdziale będzie więcej Larry'ego. To opowiadanie ma 7 rozdziałów + prolog i epilog. Planuję 2 sezon, ale to tylko zależy od was czy będziecie chcieli. Ale to na razie się tym nie musicie przejmować. Przepraszam za wszelkie błędy, literówki itp. 
Jeśli chcesz być informowanych o nowych rozdziałach zostaw w kom. swojego tt lub napisz do mnie @Zaawsze_Spoko
PYTANIA DO MNIE LUB DO POSTACI TUTAJ


wtorek, 2 kwietnia 2013

SE01EP03


Rozdział 3

Od autorki: Hej x Przybyłam do was z rozdziałem 3. W sumie wydaje mi się że nie jest taki zły, ale ma on strasznie dużo dialogów, czego w tym nie lubie. Dobra sami ocenicie... 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PYTANIA DO POSTACI TUTAJ

*5 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY’EGO*

                                                                          ~*~

Harry’ego który dzisiaj spał na fotelu, obudził płacz dziecka. Pośpiesznie wstał sprawdzając, czy chłopczyk nie obudził śpiącego Liam’a na drugim fotelu i Louisa śpiącego na kanapie. Nie obudzili się. Harry nadal nie mógł uwierzyć w to, że go znalazł. Jego Boo wrócił, ale nadal był zły że go opuścił. Amy miała dzisiaj urodziny, Harry o nich pamiętał, ale ona nie pamiętała o jego urodzinach które były dwa dni temu. Zamierzał kupić jej sukienkę z wystawy która strasznie jej się podobała, lecz z braku czasu jej nie kupiła. A później o niej zapomniała.
Styles uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki w policzkach, widząc swojego zapłakanego synka który go nawoływał. A to był naprawdę słodki widok. Wyjął go z kojca, uspokajając go. Wyszedł z pokoju, przechodząc przez salon na palcach, gdzie nadal ta dwójka spała jak zabita. Postanowił zrobić na śniadanie gofry. Chwilę później w drzwiach od kuchni pojawił się Liam. Miał worki pod oczami, widocznie się nie wyspał. Ale kto by się na fotelu wyspał?!

-Dobry. –powiedział przez ziew. –Co z nim zrobisz? – Harry przez chwilę nie odpowiadał. Na razie nie był niczego pewny. Najpierw chciał usłyszeć dlaczego go opuścił bez słowa. Styles wzruszył ramionami. No ale nie może go zostawić.

-Co kurwa?! – usłyszeli z salonu. Wyjrzeli przez drzwi, sprawdzając co się tam dzieje. Harry’ego zatkało. Louis tak bardzo się zmienił, ale nadal miał ten swój zniewalający uśmiech. Na początku Styles stał jak słup soli, bo nie wiedział co mógłby mu powiedzieć. Lecz długo tak nie postał, bo Liam pchnął go do salonu. Louis właśnie siłował się z kroplówką, ale zaprzestał gdy usłyszał, kogoś. Tomlinson znieruchomiał, podniósł głowę i spotkał się z zielonymi tęczówkami, wpatrującymi się w niego. –Czyli to nie był sen. – wymamrotał do siebie. Ale i tak Harry to usłyszał. Louis spuścił ponownie wzrok na swoje kolana. Czuł się głupio, że nie powiedział Harry’emu nic o przeprowadzce, ale się bał. I teraz tego żałuje.

–Przepraszam. –wyszeptał. Liam przyglądał się wszystkiemu z boku. Harry usiadł obok Lou, na razie bez słowa, ale długo tak nie wytrzymał.

-Przepraszasz?! Tyle masz mi tylko do powiedzenia ?! Nie widziałem cię całe 10 lat, nie odezwałeś się do mnie! Płakałem parę miesięcy za tobą, nie jadłem, do nikogo się nie odzywałem! Myślałem że coś ci się stało. Dzwoniłem nawet do twojej mamy, ale nie odbierała. Zawsze mi mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz! Tęskniłem za tobą, cholernie tęskniłem. – ostatnie zdanie powiedział szeptem, z łzami w oczach. Liam przygryzł wargę, Harry nigdy mu nie powiedział o Lou. Louis podniósł wzrok i spojrzał ze łzami w oczach na Stylesa. Przytulił go do siebie. Harry go chciał odepchnąć ale ostatecznie, wtulił się w niego jak w misia. –Masz mi wszystko opowiedzieć, każdy szczegół. –powiedział w jego ramię. Louis spiął się i odsunął od siebie Hazze.

-Emm.. to ja może lepiej pójdę. –powiedział Liam, ubierając kurtkę.

-Nie, zostań, to nie jest jakaś tajemnica eee….

-Liam

-Właśnie, zostań. –Liam z lekkim wahaniem, wszedł do kuchni po Mitchela i wrócił z nim kładąc go sobie na kolanach. Gdy Louis zobaczył chłopczyka od razu zaświeciły się mu oczy, zawsze uwielbiał dzieci. –Jaki on słodki. Kogo on jest? –zapytał z ogromnym uśmiechem, ukazując swoje białe zęby.

-Mój. No ale mów już. –pogonił go Harry. – I nie mów „nie wiem od czego zacząć”. Zacznij od początku Lou. A no i powiedz mi czy w moje urodziny to ciebie spotkałem? –Lou pokiwał głową nieśmiało, na co Harry westchnął.

-No proszę, Harry ma już dziecko. –Styles wywrócił oczami, słysząc że Louis znowu zmienił temat. Louis widząc jego zniecierpliwienie uniósł ręce w geście obronnym. Louis odetchnął głęboko, bo sam nie wiedział jak zacząć.

-Emm.. no to mieszkałem w Bradford, musieliśmy się przeprowadzić bo tata dostał awans. Sam nie wiem dlaczego ci nic nie powiedziałem, ale sam dowiedziałem się że, dzień wcześniej że się wyprowadzamy. Kupiłem ci już w tedy nawet prezent na urodziny, ale nie zdążyłem ci go dać. Ja kazałem mamie nie odbierać, bo się bałem. Sam nie wiem czego. – Oczywiście miał powód, ale bał się im go powiedzieć. Harry i Liam mu nie przerywali, słuchali go uważnie. – Sam płakałem dużo razy, rodzice chcieli mnie kiedyś do was zawieźć, ale nie chciałem bo potem nie umiałbym cię opuścić. Później jak skończyłem osiemnaście lat miałem zamiar do ciebie przyjechać, bo mógłbym znowu gdzieś zamieszkać w Holmes Chapel, ale poszedłem na studia a tam poznałem Zayn’a. Byłem z nim 4 lata, wiem mogłem przyjechać z nim, ale był chory na raka. Nie mógł opuszczać Bradford, bo lekarze mu zakazali. –Zaczał mówić przez łzy, prawie się nimi krztusząc - Dwa miesiące temu zmarł, a ja nie mogłem tam zostać, bo wszystko mi go przypominało. Nie pojechałem do Holmes Chapel, bo nie miałem pewności że nadal tam mieszkasz, a ja nie chciałem ryzykować. Tak więc znalazłem się w Londynie, ale ktoś ukradł mi walizkę z dworca, miałem w niej portfel i kurtkę a w niej telefon. Nie miałem jej na sobie bo było tam strasznie ciepło. Wiesz jak sam siebie teraz słucham to zdałem sobie sprawę, że moje życie jest do bani. –zaśmiał się. Wytarł łzy z policzków.
-Przykro mi. –wyszeptał Harry. Louis uśmiechnął się do niego słabo. Liam siedział i wpatrywał się w chłopaka ze współczuciem. Liam zdjął ze swoich kolan Mitchela, posądzając go na fotelu. Wszedł do kuchni, a po chwili wrócił z jakimiś tabletkami na gorączkę i szklanką wody. Wyjął z opakowania dwie tabletki i podał je Louis’owi razem ze szklanką przeźroczystej cieczy. Tomlinson przyjął je, marszcząc brwi.

-A to mi po co? –zapytał

-Miałeś ogromną gorączkę w nocy, lekarz kazał ci to brać. –powiedział Liam. Louis podziękował mu uśmiechając się do niego.

-Serio? A właśnie, jak ja się tutaj znalazłem? –połknął tabletki, szybko popijając je wodą.

-Wczoraj spałeś na ławeczce naprzeciwko mojego domu, podszedłem do ciebie i obudziłem cię, ale ty mnie zignorowałeś i poszedłeś. Ale po drodze zemdlałeś i wziąłem cię do ciebie, przyszedł lekarz i podłączył cię do kroplówki. –Louis zmrużył oczy, próbując sobie coś przypomnieć. Z marnym skutkiem.

-Nic nie pamiętam.. A wracając do kroplówki, niech mi ktoś to chujstwo zdejmie!! – Harry spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, co miało oznaczać „Louis matole, tutaj jest dziecko”. –Oj, przepraszam. –mruknął. Poczuł jak małe rumieńce pojawiają się na jego policzkach. Szybko spuścił głowę, aby nikt ich nie zobaczył.

-To może ja ci z tą kroplówka pomogę. –Liam uśmiechnął się do niego szeroko. Podszedł do niego i szybko odłączył go od kroplówki.

-To ja może sobie pójdę… -powiedział Louis. Harry gwałtownie wstał z kanapy, wskazując na niego palcem.

-Ani mi się waż! Będziesz tutaj siedział, aż cię nie będę miał dość i cię nie wywalę za próg. Pójdziemy na policję zgłosić zaginięcie walizki czy coś. Musze iść kupić jeszcze bukiet po drodze.

-Nie będę ci siedział na głowie! A wgl już nie mam gorączki nic mi nie jest. – gdy zobaczył minę Stylesa od razu się uciszył unosząc ręce w obronnym geście.

Mimo że Harry był od niego młodszy o dwa lata to i tak był dojrzalszy umysłowo. Louis zawsze był tym „dzieckiem”. Zawsze razem się dopełniali. Louis chciał zrobić jakieś głupstwo np. skoczyć z dachu swojego domu do śniegu, ale Harry mu na to nie pozwalał szantażując go czymś. Nie było dnia aby ta dwójka się nie spotkała, oni nie potrafili bez siebie żyć. Byli jak Pat i Mat czy jak Tom I Jerry (dop.aut. rozpierdalają mnie te porównania). –Harry kim jest ta szczęściara? –poruszał zabawnie brwiami. Liam przyglądał się im z widocznym uśmiechem na ustach. Mitchel z resztą też, dziwne było że się nie rozpłakał widząc kogoś nieznajomego. Ale na razie nie mieli czasu i chęci się nad tym zastanawiać.

-Amy.

-Bierze z nią za 5 dni ślub. Nie lubie jej. Z resztą ona mnie też. –odezwał się Liam. Louis zmarszczył brwi na co Payne machnął z rezygnacją ręką miało to znaczyć „to zbyt skomplikowane”. Harry rzucił Liamowi lodowate spojrzenie, na co on szeroko się uśmiechnął. Na początku Payne lubił Amy, była miła i w ogóle, ale jak się dowiedział że chciała usunąć ciąże przestał darzyć ją sympatią. Z resztą mama Harry’ego i siostra też jej nie lubiły.

-Louis idziesz z nami kupić bukiet, z tego co pamiętam masz dobry gust. –Louis nic nie odpowiedział. Nie lubił gdy ktoś mu mówił że interesuje się modą czy czymś takim. Pokiwał po prostu głową na znak zgody.

                                                                              ~*~

Wyszli w czwórkę z domu Harry’ego, Louis niósł na rękach chłopczyka. Ta dwójka od razu się polubiła. Co się dziwić w końcu Lou ma cztery siostry które uwielbia. Tomlinson zawsze miał rękę do dzieci, jego się nie dało nie lubić. Lou zawsze promieniał energią, którą potrafił zarazić nawet staruszka.

Gdy Mitchel zaczął się wiercić, Lou postawił go na nogach i złapał go za rączkę. Chłopczyk bez sprzeciwów dał się prowadzić. Postanowili pójść pieszo, Louis ich na to namówił. Zgodzili się niechętnie. No bo w końcu jest XXI wiek wszyscy używają samochodów. Nawet jeśli mają pół kilometra do sklepu. Nie chcą marnować nóg, ale nie Louis Tomlinson. Ma on oczywiście prawo jazdy, ale miał je w portfelu który ktoś ukradł. Harry dał Lou ubrania na przemianę, które trochę z niego zwisały, przez te dwa dni nic nie jadł przez co trochę schudł. Nie jadł też po śmierci Zayn’a, wpadł w depresję, ale go wyleczyli.

Całej trójce nie kończyły się tematy do rozmów. Usłyszeli dźwięk telefonu należącego do Liama. Przepraszając ich, odebrał. Był to Andy, przyjaciel ze studiów. Prosił go aby dał mu notatki z lekcji na których go nie było. Liam zgodził się bez wahania. Przeprosił Hazze i Lou i poszedł w przeciwnym kierunku do swojego mieszkania, wziąć notatki. Tak oto przyjaciele z dzieciństwa zostali sam na sam. No prawie, został jeszcze Mitchel.

Przez chwilę panowała między nimi cisza. Louis nadal szedł z synkiem Hazzy pod rękę. W końcu Styles zaczął temat studiów Louis’iego. Dowiedział się że starszy od niego był na prawie.

-A ty byłeś na studiach ? –zapytał nie śmiało Lou. Harry zawsze mówił mu że jak będzie starszy to pójdzie na studia na gastronomię a później otworzy własną restaurację. Zawsze gdy o tym mówił, to widać było w jego oczach ogromny zapał. Harry pokręcił przecząco głową, spuszczając ją. Louis przystanął, był bardzo zdziwiony. Przecież to było jego marzenie. –Jak to? –zapytał w końcu. Harry nie odpowiedział szybko. Nie wiedział co.

-Nie mogłem, nie mogłem zostawić Mitchela. –Louis cmoknął nieznacznie. To nie było żadne wytłumaczenie.

-Przecież ma matke, tak? –uniósł brwi.

-No tak, ale ona nie chce żebym szedł na studia. No i Mitchel boi się jej. – ostatnie słowo powiedział cicho. Ale i tak Lou usłyszał. To było dla niego dziwne.

-Emm.. Curly– Styles uśmiechnął się na to przezwisko, Louis zawsze tak do niego mówił. – przepraszam że się wtrącam. Nie wiem co między wami zaszło i wgl, ale czy to jest w porządku w stosunku do Mitchela? Skoro on się jej boi to dlaczego chcesz, żeby musiał ją ciągle widywać? To trochę dla mnie nie logiczne. –powiedział. Lou nie za bardzo lubił się mieszać w sprawy innych, ale to naprawdę było dziwne.

Nie chciała żeby szedł na studnia, jej syn się jej boi. Louis zaczął ją sobie wyobrażać jako czarownica która lata na miotle.

-Nie wiem, Boo Bear. To skomplikowane. –powiedział. Gdy Lou usłyszał przezwisko które nadała mu jego mama, przeszły go ciarki. Nie lubił go. Uderzył Harry’ego w tył głowy, na co on się jedynie zaśmiał. –Zmieniłeś się strasznie. Ale nadal masz te cholernie niebieskie oczy, które da się rozpoznać na parę metrów. –powiedział po chwili ciszy. Lou nie wiedział czy to o tych oczach ma uznać za komplement.

-Ty też się zmieniłeś Curly, urosłeś strasznie jesteś ode mnie wyższy co mnie wpienia. Ale nadal masz te słodkie dołeczki i loczki które ubóstwiam. Tęskniłem za nimi, nie miałem kogo czochrać. –Harry zaśmiał się na jego słowa.
Resztę drogi spędzili na wspominaniu starych czasów i śmianiu się z ich wyczynów.
A Mitchel tylko się im przyglądał mimo że miał 2 latka, widział że jego tata jeszcze nigdy tak szczerze się nie uśmiechał.

                                                                                ~*~

Weszli do kwiaciarni z uśmiechem na ustach. Dawno obaj nie byli tak szczęśliwi . Udali do samego centrum sklepu, gdzie w wazonach, były przeróżne żywe kwiaty. Louis uśmiechnął się i od razu podszedł do białych róż.

-Jak byłbym tobą to wziął bym te. –uśmiechnął się. Louis wiedział o Harrym wszystko. No przynajmniej te rzeczy z dzieciństwa.

-Pamiętasz. –uśmiechnął się szeroko. Teraz na myśl mu przyszło tylko „szkoda że Amy nie wie tylko o mnie co ty, Boo”. –A ja jakbym był tobą to wziąłbym żółte tulipany. –Louis zaśmiał się. Czyli Harry nadal pamiętał.
Oni znali się jak nikt inny. Po długich przemyśleniach Harry postanowił wziąć do bukiety panny młodej i drużby białe róże, żółte tulipany i niebieskie róże – ulubione kwiaty Grand.
Gdy wybrali już bukiet, udali się na komisariat, zgłosić zaginięcie rzeczy Lou.

                                                                                 ~*~

Gdy wszystko mieli już „odhaczone” na liście, udali się do domu. Z komisariatu nie mieli daleko. Ale Mitchel zaczął już marudzić że go bolą nogi. Louis z uśmiechem wziął go na ręce. Harry przez chwile protestował, że on go weźmie, ale ostatecznie niósł go Lou.
Zdjęli buty. Harry udał się w stronę kuchni aby postawić wodę na herbatę. A Lou poszedł rozebrać Mitchela. Harry zobaczył swoja rodzicielkę siedząca na krześle, która właśnie czytała prasę codzienną.

-Mamo! Uprzedzaj że wpadniesz! Chcesz żebym zawału dostał! – złapał się za serce.  Mama często robiła mu takie wizyty, ale nadal się do nich nie przyzwyczaił.

-Nie mogę już zrobić swojemu synkowi niespodzianki? A gdzie Mitchel? –zapytała podchodząc do niego. Pocałowała go w policzek.

-Louis go rozbiera. –powiedział. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę że jego mama nie wiedziała, że Lou się pojawił.

-Jaki Louis?-zapytała wchodząc do salonu. Tam zastała Tomlinsona który ściągał chłopczykowi kurtkę. Na początku Anny go nie rozpoznała. –Louis?! To ty? –podeszła do niego. Chłopak podniósł na nią swój wzrok i zaniemówił. Lou bardzo lubił matkę Harry’ego, tak samo jak ona. Lou posadził chłopczyka na sofie, a sam wstał. Stał naprzeciw matki Harry’ego. 
Anny wpadła w jego ramiona. Louis szybko objął ja ramionami. –Dlaczego opuściliście nas? –Anny tego nie pokazywała po sobie ale tęskniła za rodzinom Tomlinsonów. Była bardzo z nimi zżyta. Lou nie odpowiedział.

Harry poszedł położyć Mitchela. Były godziny popołudniowe,  a on zawsze o tej porze chodził spać.
Louie i Anny usiedli przy stole. Louis znowu musiał opowiedzieć tą samą historię, której nie cierpiał. Zawsze gdy sobie o tym przypominał miał łzy w oczach.

                                                                               ~*~


-Tutaj masz, pieluszki, piżamkę…

-Harry przestań, idź już! –wypchnął go za drzwi. Styles poszedł do swojej narzeczonej na noc. Mama Harry’ego miała zostać z Mitchelem ale nie mogła, dlatego odwiedziła ich w południe aby ich o tym poinformować. Po długim naprawdę długich przekonywaniach ze strony Lou, że zostanie z chłopcem, Styles w końcu uległ. Mitchel lubił Louisa a Louis lubił Mitchela. Tyle wystarczyło aby malec usnął na kolanach Lou oglądając jedną z jego ulubionych bajek. Po chwili sam Louis zasnął.

                                                                               ~*~

Harry zapukał do drzwi. Nie czekał długo. Amy powitała go pocałunkiem w usta. Usiedli w kuchni, rozmowa za bardzo się nie kleiła. Zazwyczaj nie mieli dużo tematów do rozmów.

-Z Mitchelem został ten twój gej, Liam? –uniosła brwi. Przynajmniej zapytała o syna.

-Ile razy cię prosiłem żebyś tak o nim nie mówiła?

-Nie chce żeby moim synem opiekował się jakiś pedofil. –wstała gwałtownie z krzesła, przewracając go. Harry przewrócił oczami. Coraz częściej się kłócili, ale i tak ją kochał. „Taa bo ty się nim w ogóle opiekujesz” pomyślał. Zapowiadała się długa noc.