wtorek, 2 kwietnia 2013

SE01EP03


Rozdział 3

Od autorki: Hej x Przybyłam do was z rozdziałem 3. W sumie wydaje mi się że nie jest taki zły, ale ma on strasznie dużo dialogów, czego w tym nie lubie. Dobra sami ocenicie... 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PYTANIA DO POSTACI TUTAJ

*5 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY’EGO*

                                                                          ~*~

Harry’ego który dzisiaj spał na fotelu, obudził płacz dziecka. Pośpiesznie wstał sprawdzając, czy chłopczyk nie obudził śpiącego Liam’a na drugim fotelu i Louisa śpiącego na kanapie. Nie obudzili się. Harry nadal nie mógł uwierzyć w to, że go znalazł. Jego Boo wrócił, ale nadal był zły że go opuścił. Amy miała dzisiaj urodziny, Harry o nich pamiętał, ale ona nie pamiętała o jego urodzinach które były dwa dni temu. Zamierzał kupić jej sukienkę z wystawy która strasznie jej się podobała, lecz z braku czasu jej nie kupiła. A później o niej zapomniała.
Styles uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki w policzkach, widząc swojego zapłakanego synka który go nawoływał. A to był naprawdę słodki widok. Wyjął go z kojca, uspokajając go. Wyszedł z pokoju, przechodząc przez salon na palcach, gdzie nadal ta dwójka spała jak zabita. Postanowił zrobić na śniadanie gofry. Chwilę później w drzwiach od kuchni pojawił się Liam. Miał worki pod oczami, widocznie się nie wyspał. Ale kto by się na fotelu wyspał?!

-Dobry. –powiedział przez ziew. –Co z nim zrobisz? – Harry przez chwilę nie odpowiadał. Na razie nie był niczego pewny. Najpierw chciał usłyszeć dlaczego go opuścił bez słowa. Styles wzruszył ramionami. No ale nie może go zostawić.

-Co kurwa?! – usłyszeli z salonu. Wyjrzeli przez drzwi, sprawdzając co się tam dzieje. Harry’ego zatkało. Louis tak bardzo się zmienił, ale nadal miał ten swój zniewalający uśmiech. Na początku Styles stał jak słup soli, bo nie wiedział co mógłby mu powiedzieć. Lecz długo tak nie postał, bo Liam pchnął go do salonu. Louis właśnie siłował się z kroplówką, ale zaprzestał gdy usłyszał, kogoś. Tomlinson znieruchomiał, podniósł głowę i spotkał się z zielonymi tęczówkami, wpatrującymi się w niego. –Czyli to nie był sen. – wymamrotał do siebie. Ale i tak Harry to usłyszał. Louis spuścił ponownie wzrok na swoje kolana. Czuł się głupio, że nie powiedział Harry’emu nic o przeprowadzce, ale się bał. I teraz tego żałuje.

–Przepraszam. –wyszeptał. Liam przyglądał się wszystkiemu z boku. Harry usiadł obok Lou, na razie bez słowa, ale długo tak nie wytrzymał.

-Przepraszasz?! Tyle masz mi tylko do powiedzenia ?! Nie widziałem cię całe 10 lat, nie odezwałeś się do mnie! Płakałem parę miesięcy za tobą, nie jadłem, do nikogo się nie odzywałem! Myślałem że coś ci się stało. Dzwoniłem nawet do twojej mamy, ale nie odbierała. Zawsze mi mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz! Tęskniłem za tobą, cholernie tęskniłem. – ostatnie zdanie powiedział szeptem, z łzami w oczach. Liam przygryzł wargę, Harry nigdy mu nie powiedział o Lou. Louis podniósł wzrok i spojrzał ze łzami w oczach na Stylesa. Przytulił go do siebie. Harry go chciał odepchnąć ale ostatecznie, wtulił się w niego jak w misia. –Masz mi wszystko opowiedzieć, każdy szczegół. –powiedział w jego ramię. Louis spiął się i odsunął od siebie Hazze.

-Emm.. to ja może lepiej pójdę. –powiedział Liam, ubierając kurtkę.

-Nie, zostań, to nie jest jakaś tajemnica eee….

-Liam

-Właśnie, zostań. –Liam z lekkim wahaniem, wszedł do kuchni po Mitchela i wrócił z nim kładąc go sobie na kolanach. Gdy Louis zobaczył chłopczyka od razu zaświeciły się mu oczy, zawsze uwielbiał dzieci. –Jaki on słodki. Kogo on jest? –zapytał z ogromnym uśmiechem, ukazując swoje białe zęby.

-Mój. No ale mów już. –pogonił go Harry. – I nie mów „nie wiem od czego zacząć”. Zacznij od początku Lou. A no i powiedz mi czy w moje urodziny to ciebie spotkałem? –Lou pokiwał głową nieśmiało, na co Harry westchnął.

-No proszę, Harry ma już dziecko. –Styles wywrócił oczami, słysząc że Louis znowu zmienił temat. Louis widząc jego zniecierpliwienie uniósł ręce w geście obronnym. Louis odetchnął głęboko, bo sam nie wiedział jak zacząć.

-Emm.. no to mieszkałem w Bradford, musieliśmy się przeprowadzić bo tata dostał awans. Sam nie wiem dlaczego ci nic nie powiedziałem, ale sam dowiedziałem się że, dzień wcześniej że się wyprowadzamy. Kupiłem ci już w tedy nawet prezent na urodziny, ale nie zdążyłem ci go dać. Ja kazałem mamie nie odbierać, bo się bałem. Sam nie wiem czego. – Oczywiście miał powód, ale bał się im go powiedzieć. Harry i Liam mu nie przerywali, słuchali go uważnie. – Sam płakałem dużo razy, rodzice chcieli mnie kiedyś do was zawieźć, ale nie chciałem bo potem nie umiałbym cię opuścić. Później jak skończyłem osiemnaście lat miałem zamiar do ciebie przyjechać, bo mógłbym znowu gdzieś zamieszkać w Holmes Chapel, ale poszedłem na studia a tam poznałem Zayn’a. Byłem z nim 4 lata, wiem mogłem przyjechać z nim, ale był chory na raka. Nie mógł opuszczać Bradford, bo lekarze mu zakazali. –Zaczał mówić przez łzy, prawie się nimi krztusząc - Dwa miesiące temu zmarł, a ja nie mogłem tam zostać, bo wszystko mi go przypominało. Nie pojechałem do Holmes Chapel, bo nie miałem pewności że nadal tam mieszkasz, a ja nie chciałem ryzykować. Tak więc znalazłem się w Londynie, ale ktoś ukradł mi walizkę z dworca, miałem w niej portfel i kurtkę a w niej telefon. Nie miałem jej na sobie bo było tam strasznie ciepło. Wiesz jak sam siebie teraz słucham to zdałem sobie sprawę, że moje życie jest do bani. –zaśmiał się. Wytarł łzy z policzków.
-Przykro mi. –wyszeptał Harry. Louis uśmiechnął się do niego słabo. Liam siedział i wpatrywał się w chłopaka ze współczuciem. Liam zdjął ze swoich kolan Mitchela, posądzając go na fotelu. Wszedł do kuchni, a po chwili wrócił z jakimiś tabletkami na gorączkę i szklanką wody. Wyjął z opakowania dwie tabletki i podał je Louis’owi razem ze szklanką przeźroczystej cieczy. Tomlinson przyjął je, marszcząc brwi.

-A to mi po co? –zapytał

-Miałeś ogromną gorączkę w nocy, lekarz kazał ci to brać. –powiedział Liam. Louis podziękował mu uśmiechając się do niego.

-Serio? A właśnie, jak ja się tutaj znalazłem? –połknął tabletki, szybko popijając je wodą.

-Wczoraj spałeś na ławeczce naprzeciwko mojego domu, podszedłem do ciebie i obudziłem cię, ale ty mnie zignorowałeś i poszedłeś. Ale po drodze zemdlałeś i wziąłem cię do ciebie, przyszedł lekarz i podłączył cię do kroplówki. –Louis zmrużył oczy, próbując sobie coś przypomnieć. Z marnym skutkiem.

-Nic nie pamiętam.. A wracając do kroplówki, niech mi ktoś to chujstwo zdejmie!! – Harry spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, co miało oznaczać „Louis matole, tutaj jest dziecko”. –Oj, przepraszam. –mruknął. Poczuł jak małe rumieńce pojawiają się na jego policzkach. Szybko spuścił głowę, aby nikt ich nie zobaczył.

-To może ja ci z tą kroplówka pomogę. –Liam uśmiechnął się do niego szeroko. Podszedł do niego i szybko odłączył go od kroplówki.

-To ja może sobie pójdę… -powiedział Louis. Harry gwałtownie wstał z kanapy, wskazując na niego palcem.

-Ani mi się waż! Będziesz tutaj siedział, aż cię nie będę miał dość i cię nie wywalę za próg. Pójdziemy na policję zgłosić zaginięcie walizki czy coś. Musze iść kupić jeszcze bukiet po drodze.

-Nie będę ci siedział na głowie! A wgl już nie mam gorączki nic mi nie jest. – gdy zobaczył minę Stylesa od razu się uciszył unosząc ręce w obronnym geście.

Mimo że Harry był od niego młodszy o dwa lata to i tak był dojrzalszy umysłowo. Louis zawsze był tym „dzieckiem”. Zawsze razem się dopełniali. Louis chciał zrobić jakieś głupstwo np. skoczyć z dachu swojego domu do śniegu, ale Harry mu na to nie pozwalał szantażując go czymś. Nie było dnia aby ta dwójka się nie spotkała, oni nie potrafili bez siebie żyć. Byli jak Pat i Mat czy jak Tom I Jerry (dop.aut. rozpierdalają mnie te porównania). –Harry kim jest ta szczęściara? –poruszał zabawnie brwiami. Liam przyglądał się im z widocznym uśmiechem na ustach. Mitchel z resztą też, dziwne było że się nie rozpłakał widząc kogoś nieznajomego. Ale na razie nie mieli czasu i chęci się nad tym zastanawiać.

-Amy.

-Bierze z nią za 5 dni ślub. Nie lubie jej. Z resztą ona mnie też. –odezwał się Liam. Louis zmarszczył brwi na co Payne machnął z rezygnacją ręką miało to znaczyć „to zbyt skomplikowane”. Harry rzucił Liamowi lodowate spojrzenie, na co on szeroko się uśmiechnął. Na początku Payne lubił Amy, była miła i w ogóle, ale jak się dowiedział że chciała usunąć ciąże przestał darzyć ją sympatią. Z resztą mama Harry’ego i siostra też jej nie lubiły.

-Louis idziesz z nami kupić bukiet, z tego co pamiętam masz dobry gust. –Louis nic nie odpowiedział. Nie lubił gdy ktoś mu mówił że interesuje się modą czy czymś takim. Pokiwał po prostu głową na znak zgody.

                                                                              ~*~

Wyszli w czwórkę z domu Harry’ego, Louis niósł na rękach chłopczyka. Ta dwójka od razu się polubiła. Co się dziwić w końcu Lou ma cztery siostry które uwielbia. Tomlinson zawsze miał rękę do dzieci, jego się nie dało nie lubić. Lou zawsze promieniał energią, którą potrafił zarazić nawet staruszka.

Gdy Mitchel zaczął się wiercić, Lou postawił go na nogach i złapał go za rączkę. Chłopczyk bez sprzeciwów dał się prowadzić. Postanowili pójść pieszo, Louis ich na to namówił. Zgodzili się niechętnie. No bo w końcu jest XXI wiek wszyscy używają samochodów. Nawet jeśli mają pół kilometra do sklepu. Nie chcą marnować nóg, ale nie Louis Tomlinson. Ma on oczywiście prawo jazdy, ale miał je w portfelu który ktoś ukradł. Harry dał Lou ubrania na przemianę, które trochę z niego zwisały, przez te dwa dni nic nie jadł przez co trochę schudł. Nie jadł też po śmierci Zayn’a, wpadł w depresję, ale go wyleczyli.

Całej trójce nie kończyły się tematy do rozmów. Usłyszeli dźwięk telefonu należącego do Liama. Przepraszając ich, odebrał. Był to Andy, przyjaciel ze studiów. Prosił go aby dał mu notatki z lekcji na których go nie było. Liam zgodził się bez wahania. Przeprosił Hazze i Lou i poszedł w przeciwnym kierunku do swojego mieszkania, wziąć notatki. Tak oto przyjaciele z dzieciństwa zostali sam na sam. No prawie, został jeszcze Mitchel.

Przez chwilę panowała między nimi cisza. Louis nadal szedł z synkiem Hazzy pod rękę. W końcu Styles zaczął temat studiów Louis’iego. Dowiedział się że starszy od niego był na prawie.

-A ty byłeś na studiach ? –zapytał nie śmiało Lou. Harry zawsze mówił mu że jak będzie starszy to pójdzie na studia na gastronomię a później otworzy własną restaurację. Zawsze gdy o tym mówił, to widać było w jego oczach ogromny zapał. Harry pokręcił przecząco głową, spuszczając ją. Louis przystanął, był bardzo zdziwiony. Przecież to było jego marzenie. –Jak to? –zapytał w końcu. Harry nie odpowiedział szybko. Nie wiedział co.

-Nie mogłem, nie mogłem zostawić Mitchela. –Louis cmoknął nieznacznie. To nie było żadne wytłumaczenie.

-Przecież ma matke, tak? –uniósł brwi.

-No tak, ale ona nie chce żebym szedł na studia. No i Mitchel boi się jej. – ostatnie słowo powiedział cicho. Ale i tak Lou usłyszał. To było dla niego dziwne.

-Emm.. Curly– Styles uśmiechnął się na to przezwisko, Louis zawsze tak do niego mówił. – przepraszam że się wtrącam. Nie wiem co między wami zaszło i wgl, ale czy to jest w porządku w stosunku do Mitchela? Skoro on się jej boi to dlaczego chcesz, żeby musiał ją ciągle widywać? To trochę dla mnie nie logiczne. –powiedział. Lou nie za bardzo lubił się mieszać w sprawy innych, ale to naprawdę było dziwne.

Nie chciała żeby szedł na studnia, jej syn się jej boi. Louis zaczął ją sobie wyobrażać jako czarownica która lata na miotle.

-Nie wiem, Boo Bear. To skomplikowane. –powiedział. Gdy Lou usłyszał przezwisko które nadała mu jego mama, przeszły go ciarki. Nie lubił go. Uderzył Harry’ego w tył głowy, na co on się jedynie zaśmiał. –Zmieniłeś się strasznie. Ale nadal masz te cholernie niebieskie oczy, które da się rozpoznać na parę metrów. –powiedział po chwili ciszy. Lou nie wiedział czy to o tych oczach ma uznać za komplement.

-Ty też się zmieniłeś Curly, urosłeś strasznie jesteś ode mnie wyższy co mnie wpienia. Ale nadal masz te słodkie dołeczki i loczki które ubóstwiam. Tęskniłem za nimi, nie miałem kogo czochrać. –Harry zaśmiał się na jego słowa.
Resztę drogi spędzili na wspominaniu starych czasów i śmianiu się z ich wyczynów.
A Mitchel tylko się im przyglądał mimo że miał 2 latka, widział że jego tata jeszcze nigdy tak szczerze się nie uśmiechał.

                                                                                ~*~

Weszli do kwiaciarni z uśmiechem na ustach. Dawno obaj nie byli tak szczęśliwi . Udali do samego centrum sklepu, gdzie w wazonach, były przeróżne żywe kwiaty. Louis uśmiechnął się i od razu podszedł do białych róż.

-Jak byłbym tobą to wziął bym te. –uśmiechnął się. Louis wiedział o Harrym wszystko. No przynajmniej te rzeczy z dzieciństwa.

-Pamiętasz. –uśmiechnął się szeroko. Teraz na myśl mu przyszło tylko „szkoda że Amy nie wie tylko o mnie co ty, Boo”. –A ja jakbym był tobą to wziąłbym żółte tulipany. –Louis zaśmiał się. Czyli Harry nadal pamiętał.
Oni znali się jak nikt inny. Po długich przemyśleniach Harry postanowił wziąć do bukiety panny młodej i drużby białe róże, żółte tulipany i niebieskie róże – ulubione kwiaty Grand.
Gdy wybrali już bukiet, udali się na komisariat, zgłosić zaginięcie rzeczy Lou.

                                                                                 ~*~

Gdy wszystko mieli już „odhaczone” na liście, udali się do domu. Z komisariatu nie mieli daleko. Ale Mitchel zaczął już marudzić że go bolą nogi. Louis z uśmiechem wziął go na ręce. Harry przez chwile protestował, że on go weźmie, ale ostatecznie niósł go Lou.
Zdjęli buty. Harry udał się w stronę kuchni aby postawić wodę na herbatę. A Lou poszedł rozebrać Mitchela. Harry zobaczył swoja rodzicielkę siedząca na krześle, która właśnie czytała prasę codzienną.

-Mamo! Uprzedzaj że wpadniesz! Chcesz żebym zawału dostał! – złapał się za serce.  Mama często robiła mu takie wizyty, ale nadal się do nich nie przyzwyczaił.

-Nie mogę już zrobić swojemu synkowi niespodzianki? A gdzie Mitchel? –zapytała podchodząc do niego. Pocałowała go w policzek.

-Louis go rozbiera. –powiedział. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę że jego mama nie wiedziała, że Lou się pojawił.

-Jaki Louis?-zapytała wchodząc do salonu. Tam zastała Tomlinsona który ściągał chłopczykowi kurtkę. Na początku Anny go nie rozpoznała. –Louis?! To ty? –podeszła do niego. Chłopak podniósł na nią swój wzrok i zaniemówił. Lou bardzo lubił matkę Harry’ego, tak samo jak ona. Lou posadził chłopczyka na sofie, a sam wstał. Stał naprzeciw matki Harry’ego. 
Anny wpadła w jego ramiona. Louis szybko objął ja ramionami. –Dlaczego opuściliście nas? –Anny tego nie pokazywała po sobie ale tęskniła za rodzinom Tomlinsonów. Była bardzo z nimi zżyta. Lou nie odpowiedział.

Harry poszedł położyć Mitchela. Były godziny popołudniowe,  a on zawsze o tej porze chodził spać.
Louie i Anny usiedli przy stole. Louis znowu musiał opowiedzieć tą samą historię, której nie cierpiał. Zawsze gdy sobie o tym przypominał miał łzy w oczach.

                                                                               ~*~


-Tutaj masz, pieluszki, piżamkę…

-Harry przestań, idź już! –wypchnął go za drzwi. Styles poszedł do swojej narzeczonej na noc. Mama Harry’ego miała zostać z Mitchelem ale nie mogła, dlatego odwiedziła ich w południe aby ich o tym poinformować. Po długim naprawdę długich przekonywaniach ze strony Lou, że zostanie z chłopcem, Styles w końcu uległ. Mitchel lubił Louisa a Louis lubił Mitchela. Tyle wystarczyło aby malec usnął na kolanach Lou oglądając jedną z jego ulubionych bajek. Po chwili sam Louis zasnął.

                                                                               ~*~

Harry zapukał do drzwi. Nie czekał długo. Amy powitała go pocałunkiem w usta. Usiedli w kuchni, rozmowa za bardzo się nie kleiła. Zazwyczaj nie mieli dużo tematów do rozmów.

-Z Mitchelem został ten twój gej, Liam? –uniosła brwi. Przynajmniej zapytała o syna.

-Ile razy cię prosiłem żebyś tak o nim nie mówiła?

-Nie chce żeby moim synem opiekował się jakiś pedofil. –wstała gwałtownie z krzesła, przewracając go. Harry przewrócił oczami. Coraz częściej się kłócili, ale i tak ją kochał. „Taa bo ty się nim w ogóle opiekujesz” pomyślał. Zapowiadała się długa noc.


9 komentarzy:

  1. Super super super mam nadzieję że szybko dodasz nowy niech ten ślub się nie odbędzie ;p bo umrę ;[

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww.. *.* Nie wiem dlaczego, ale jak to czytałam to się wzruszyłam. Może to dlatego, że to jest takie świetne ; ) Nie lubie, no po prostu kuźwa nie lubie tej Amy -,- Niech umrze w samotności. Amen.
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się pytam kiedy ten Harry przejrzy na oczy?! No bo ileż można żyć w takim związku??? Rozdział świetny ;)
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech Harold się ogarnie w następnym rozdziale bo się załamie, prawda że Harry będzie z Lou, prawda? no proszę powiedz że tak! pisz szybko nastęny rozdział. xx @chill_out69

    OdpowiedzUsuń
  5. mega,mega zajebisty rozdział <3. Kocham cię i to opowiadanie.! Czekam na następny! I dziękujem że o mnie na tt nie zapomniałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, że miłość jest ślepa. Harry, chłopie przejrzyj na oczy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no Hazz to oczu nie ma ? O.o Z takim podłym czymś chce się ożenić ? I za Liam'a to bym ją chyba zakopała żywcem -,- Tak wiem miła jestem xD Pozdrawiam i czekam na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Zapraszam na kolejny rozdział :D http://zyjjakbysmnienigdyniepoznal.blogspot.com/2013/04/rozdzia-6.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny!! Lou opiekuje się synkiem Hazzy Awwww *-* Ugh Amy -,- nie lubie jej chociaż nawet jej nie spotkałam ani nie widziałam z resztą nie mam zamiaru jej poznawać. Na przykładzie Harry'ego można doskonale stwierdzić że miłość jest ślepa. Jak można tego nie widzieć?! Harry kurwa przejżyj w końcu na oczy! Czekam na kolejny, z pewnością także zajebisty rozdział. ^^

    OdpowiedzUsuń