Rozdział
3
Od autorki: Hej x Przybyłam do was z rozdziałem 3. W sumie wydaje mi się że nie jest taki zły, ale ma on strasznie dużo dialogów, czego w tym nie lubie. Dobra sami ocenicie...
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
*5
DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY’EGO*
~*~
Harry’ego który dzisiaj spał na fotelu, obudził płacz
dziecka. Pośpiesznie wstał sprawdzając, czy chłopczyk nie obudził śpiącego
Liam’a na drugim fotelu i Louisa śpiącego na kanapie. Nie obudzili się. Harry
nadal nie mógł uwierzyć w to, że go znalazł. Jego Boo wrócił, ale nadal był zły
że go opuścił. Amy miała dzisiaj urodziny, Harry o nich pamiętał, ale ona nie
pamiętała o jego urodzinach które były dwa dni temu. Zamierzał kupić jej
sukienkę z wystawy która strasznie jej się podobała, lecz z braku czasu jej nie
kupiła. A później o niej zapomniała.
Styles
uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki w policzkach, widząc swojego
zapłakanego synka który go nawoływał. A to był naprawdę słodki widok. Wyjął go
z kojca, uspokajając go. Wyszedł z pokoju, przechodząc przez salon na palcach,
gdzie nadal ta dwójka spała jak zabita. Postanowił zrobić na śniadanie gofry.
Chwilę później w drzwiach od kuchni pojawił się Liam. Miał worki pod oczami,
widocznie się nie wyspał. Ale kto by się na fotelu wyspał?!
-Dobry.
–powiedział przez ziew. –Co z nim zrobisz? – Harry przez chwilę nie odpowiadał.
Na razie nie był niczego pewny. Najpierw chciał usłyszeć dlaczego go opuścił
bez słowa. Styles wzruszył ramionami. No ale nie może go zostawić.
-Co
kurwa?! – usłyszeli z salonu. Wyjrzeli przez drzwi, sprawdzając co się tam
dzieje. Harry’ego zatkało. Louis tak bardzo się zmienił, ale nadal miał ten
swój zniewalający uśmiech. Na początku Styles stał jak słup soli, bo nie
wiedział co mógłby mu powiedzieć. Lecz długo tak nie postał, bo Liam pchnął go
do salonu. Louis właśnie siłował się z kroplówką, ale zaprzestał gdy usłyszał,
kogoś. Tomlinson znieruchomiał, podniósł głowę i spotkał się z zielonymi
tęczówkami, wpatrującymi się w niego. –Czyli to nie był sen. – wymamrotał do
siebie. Ale i tak Harry to usłyszał. Louis spuścił ponownie wzrok na swoje
kolana. Czuł się głupio, że nie powiedział Harry’emu nic o przeprowadzce, ale
się bał. I teraz tego żałuje.
–Przepraszam.
–wyszeptał. Liam przyglądał się wszystkiemu z boku. Harry usiadł obok Lou, na razie
bez słowa, ale długo tak nie wytrzymał.
-Przepraszasz?!
Tyle masz mi tylko do powiedzenia ?! Nie widziałem cię całe 10 lat, nie
odezwałeś się do mnie! Płakałem parę miesięcy za tobą, nie jadłem, do nikogo
się nie odzywałem! Myślałem że coś ci się stało. Dzwoniłem nawet do twojej
mamy, ale nie odbierała. Zawsze mi mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz!
Tęskniłem za tobą, cholernie tęskniłem. – ostatnie zdanie powiedział szeptem, z
łzami w oczach. Liam przygryzł wargę, Harry nigdy mu nie powiedział o Lou.
Louis podniósł wzrok i spojrzał ze łzami w oczach na Stylesa. Przytulił go do
siebie. Harry go chciał odepchnąć ale ostatecznie, wtulił się w niego jak w
misia. –Masz mi wszystko opowiedzieć, każdy szczegół. –powiedział w jego ramię.
Louis spiął się i odsunął od siebie Hazze.
-Emm..
to ja może lepiej pójdę. –powiedział Liam, ubierając kurtkę.
-Nie,
zostań, to nie jest jakaś tajemnica eee….
-Liam
-Właśnie,
zostań. –Liam z lekkim wahaniem, wszedł do kuchni po Mitchela i wrócił z nim
kładąc go sobie na kolanach. Gdy Louis zobaczył chłopczyka od razu zaświeciły
się mu oczy, zawsze uwielbiał dzieci. –Jaki on słodki. Kogo on jest? –zapytał z
ogromnym uśmiechem, ukazując swoje białe zęby.
-Mój.
No ale mów już. –pogonił go Harry. – I nie mów „nie wiem od czego zacząć”.
Zacznij od początku Lou. A no i powiedz mi czy w moje urodziny to ciebie
spotkałem? –Lou pokiwał głową nieśmiało, na co Harry westchnął.
-No
proszę, Harry ma już dziecko. –Styles wywrócił oczami, słysząc że Louis znowu
zmienił temat. Louis widząc jego zniecierpliwienie uniósł ręce w geście
obronnym. Louis odetchnął głęboko, bo sam nie wiedział jak zacząć.
-Emm..
no to mieszkałem w Bradford, musieliśmy się przeprowadzić bo tata dostał awans.
Sam nie wiem dlaczego ci nic nie powiedziałem, ale sam dowiedziałem się że,
dzień wcześniej że się wyprowadzamy. Kupiłem ci już w tedy nawet prezent na
urodziny, ale nie zdążyłem ci go dać. Ja kazałem mamie nie odbierać, bo się
bałem. Sam nie wiem czego. – Oczywiście miał powód, ale bał się im go powiedzieć.
Harry i Liam mu nie przerywali, słuchali go uważnie. – Sam płakałem dużo razy,
rodzice chcieli mnie kiedyś do was zawieźć, ale nie chciałem bo potem nie
umiałbym cię opuścić. Później jak skończyłem osiemnaście lat miałem zamiar do
ciebie przyjechać, bo mógłbym znowu gdzieś zamieszkać w Holmes Chapel, ale poszedłem
na studia a tam poznałem Zayn’a. Byłem z nim 4 lata, wiem mogłem przyjechać z
nim, ale był chory na raka. Nie mógł opuszczać Bradford, bo lekarze mu
zakazali. –Zaczał mówić przez łzy, prawie się nimi krztusząc - Dwa miesiące
temu zmarł, a ja nie mogłem tam zostać, bo wszystko mi go przypominało. Nie
pojechałem do Holmes Chapel, bo nie miałem pewności że nadal tam mieszkasz, a
ja nie chciałem ryzykować. Tak więc znalazłem się w Londynie, ale ktoś ukradł
mi walizkę z dworca, miałem w niej portfel i kurtkę a w niej telefon. Nie
miałem jej na sobie bo było tam strasznie ciepło. Wiesz jak sam siebie teraz
słucham to zdałem sobie sprawę, że moje życie jest do bani. –zaśmiał się.
Wytarł łzy z policzków.
-Przykro
mi. –wyszeptał Harry. Louis uśmiechnął się do niego słabo. Liam siedział i
wpatrywał się w chłopaka ze współczuciem. Liam zdjął ze swoich kolan Mitchela,
posądzając go na fotelu. Wszedł do kuchni, a po chwili wrócił z jakimiś
tabletkami na gorączkę i szklanką wody. Wyjął z opakowania dwie tabletki i
podał je Louis’owi razem ze szklanką przeźroczystej cieczy. Tomlinson przyjął
je, marszcząc brwi.
-A
to mi po co? –zapytał
-Miałeś
ogromną gorączkę w nocy, lekarz kazał ci to brać. –powiedział Liam. Louis
podziękował mu uśmiechając się do niego.
-Serio?
A właśnie, jak ja się tutaj znalazłem? –połknął tabletki, szybko popijając je
wodą.
-Wczoraj
spałeś na ławeczce naprzeciwko mojego domu, podszedłem do ciebie i obudziłem cię,
ale ty mnie zignorowałeś i poszedłeś. Ale po drodze zemdlałeś i wziąłem cię do
ciebie, przyszedł lekarz i podłączył cię do kroplówki. –Louis zmrużył oczy,
próbując sobie coś przypomnieć. Z marnym skutkiem.
-Nic
nie pamiętam.. A wracając do kroplówki, niech mi ktoś to chujstwo zdejmie!! –
Harry spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, co miało oznaczać „Louis matole,
tutaj jest dziecko”. –Oj, przepraszam. –mruknął. Poczuł jak małe rumieńce
pojawiają się na jego policzkach. Szybko spuścił głowę, aby nikt ich nie
zobaczył.
-To
może ja ci z tą kroplówka pomogę. –Liam uśmiechnął się do niego szeroko. Podszedł
do niego i szybko odłączył go od kroplówki.
-To
ja może sobie pójdę… -powiedział Louis. Harry gwałtownie wstał z kanapy,
wskazując na niego palcem.
-Ani
mi się waż! Będziesz tutaj siedział, aż cię nie będę miał dość i cię nie wywalę
za próg. Pójdziemy na policję zgłosić zaginięcie walizki czy coś. Musze iść
kupić jeszcze bukiet po drodze.
-Nie
będę ci siedział na głowie! A wgl już nie mam gorączki nic mi nie jest. – gdy
zobaczył minę Stylesa od razu się uciszył unosząc ręce w obronnym geście.
Mimo
że Harry był od niego młodszy o dwa lata to i tak był dojrzalszy umysłowo.
Louis zawsze był tym „dzieckiem”. Zawsze razem się dopełniali. Louis chciał
zrobić jakieś głupstwo np. skoczyć z dachu swojego domu do śniegu, ale Harry mu
na to nie pozwalał szantażując go czymś. Nie było dnia aby ta dwójka się nie
spotkała, oni nie potrafili bez siebie żyć. Byli jak Pat i Mat czy jak Tom I
Jerry (dop.aut. rozpierdalają mnie te porównania). –Harry kim jest ta
szczęściara? –poruszał zabawnie brwiami. Liam przyglądał się im z widocznym
uśmiechem na ustach. Mitchel z resztą też, dziwne było że się nie rozpłakał
widząc kogoś nieznajomego. Ale na razie nie mieli czasu i chęci się nad tym
zastanawiać.
-Amy.
-Bierze
z nią za 5 dni ślub. Nie lubie jej. Z resztą ona mnie też. –odezwał się Liam.
Louis zmarszczył brwi na co Payne machnął z rezygnacją ręką miało to znaczyć „to
zbyt skomplikowane”. Harry rzucił Liamowi lodowate spojrzenie, na co on szeroko
się uśmiechnął. Na początku Payne lubił Amy, była miła i w ogóle, ale jak się
dowiedział że chciała usunąć ciąże przestał darzyć ją sympatią. Z resztą mama
Harry’ego i siostra też jej nie lubiły.
-Louis
idziesz z nami kupić bukiet, z tego co pamiętam masz dobry gust. –Louis nic nie
odpowiedział. Nie lubił gdy ktoś mu mówił że interesuje się modą czy czymś
takim. Pokiwał po prostu głową na znak zgody.
~*~
Wyszli w czwórkę z domu Harry’ego, Louis niósł na rękach
chłopczyka. Ta dwójka od razu się polubiła. Co się dziwić w końcu Lou ma cztery
siostry które uwielbia. Tomlinson zawsze miał rękę do dzieci, jego się nie dało
nie lubić. Lou zawsze promieniał energią, którą potrafił zarazić nawet
staruszka.
Gdy
Mitchel zaczął się wiercić, Lou postawił go na nogach i złapał go za rączkę.
Chłopczyk bez sprzeciwów dał się prowadzić. Postanowili pójść pieszo, Louis ich
na to namówił. Zgodzili się niechętnie. No bo w końcu jest XXI wiek wszyscy
używają samochodów. Nawet jeśli mają pół kilometra do sklepu. Nie chcą marnować
nóg, ale nie Louis Tomlinson. Ma on oczywiście prawo jazdy, ale miał je w
portfelu który ktoś ukradł. Harry dał Lou ubrania na przemianę, które trochę z
niego zwisały, przez te dwa dni nic nie jadł przez co trochę schudł. Nie jadł
też po śmierci Zayn’a, wpadł w depresję, ale go wyleczyli.
Całej
trójce nie kończyły się tematy do rozmów. Usłyszeli dźwięk telefonu należącego
do Liama. Przepraszając ich, odebrał. Był to Andy, przyjaciel ze studiów.
Prosił go aby dał mu notatki z lekcji na których go nie było. Liam zgodził się
bez wahania. Przeprosił Hazze i Lou i poszedł w przeciwnym kierunku do swojego
mieszkania, wziąć notatki. Tak oto przyjaciele z dzieciństwa zostali sam na
sam. No prawie, został jeszcze Mitchel.
Przez
chwilę panowała między nimi cisza. Louis nadal szedł z synkiem Hazzy pod rękę.
W końcu Styles zaczął temat studiów Louis’iego. Dowiedział się że starszy od
niego był na prawie.
-A
ty byłeś na studiach ? –zapytał nie śmiało Lou. Harry zawsze mówił mu że jak
będzie starszy to pójdzie na studia na gastronomię a później otworzy własną
restaurację. Zawsze gdy o tym mówił, to widać było w jego oczach ogromny zapał.
Harry pokręcił przecząco głową, spuszczając ją. Louis przystanął, był bardzo
zdziwiony. Przecież to było jego marzenie. –Jak to? –zapytał w końcu. Harry nie
odpowiedział szybko. Nie wiedział co.
-Nie
mogłem, nie mogłem zostawić Mitchela. –Louis cmoknął nieznacznie. To nie było żadne
wytłumaczenie.
-Przecież
ma matke, tak? –uniósł brwi.
-No
tak, ale ona nie chce żebym szedł na studia. No i Mitchel boi się jej. –
ostatnie słowo powiedział cicho. Ale i tak Lou usłyszał. To było dla niego
dziwne.
-Emm..
Curly– Styles uśmiechnął się na to przezwisko, Louis zawsze tak do niego mówił.
– przepraszam że się wtrącam. Nie wiem co między wami zaszło i wgl, ale czy to
jest w porządku w stosunku do Mitchela? Skoro on się jej boi to dlaczego
chcesz, żeby musiał ją ciągle widywać? To trochę dla mnie nie logiczne. –powiedział.
Lou nie za bardzo lubił się mieszać w sprawy innych, ale to naprawdę było
dziwne.
Nie
chciała żeby szedł na studnia, jej syn się jej boi. Louis zaczął ją sobie
wyobrażać jako czarownica która lata na miotle.
-Nie
wiem, Boo Bear. To skomplikowane. –powiedział. Gdy Lou usłyszał przezwisko
które nadała mu jego mama, przeszły go ciarki. Nie lubił go. Uderzył Harry’ego
w tył głowy, na co on się jedynie zaśmiał. –Zmieniłeś się strasznie. Ale nadal
masz te cholernie niebieskie oczy, które da się rozpoznać na parę metrów. –powiedział
po chwili ciszy. Lou nie wiedział czy to o tych oczach ma uznać za komplement.
-Ty
też się zmieniłeś Curly, urosłeś strasznie jesteś ode mnie wyższy co mnie wpienia.
Ale nadal masz te słodkie dołeczki i loczki które ubóstwiam. Tęskniłem za nimi,
nie miałem kogo czochrać. –Harry zaśmiał się na jego słowa.
Resztę
drogi spędzili na wspominaniu starych czasów i śmianiu się z ich wyczynów.
A
Mitchel tylko się im przyglądał mimo że miał 2 latka, widział że jego tata
jeszcze nigdy tak szczerze się nie uśmiechał.
~*~
Weszli
do kwiaciarni z uśmiechem na ustach. Dawno obaj nie byli tak szczęśliwi . Udali
do samego centrum sklepu, gdzie w wazonach, były przeróżne żywe kwiaty. Louis
uśmiechnął się i od razu podszedł do białych róż.
-Jak
byłbym tobą to wziął bym te. –uśmiechnął się. Louis wiedział o Harrym wszystko.
No przynajmniej te rzeczy z dzieciństwa.
-Pamiętasz.
–uśmiechnął się szeroko. Teraz na myśl mu przyszło tylko „szkoda że Amy nie wie
tylko o mnie co ty, Boo”. –A ja jakbym był tobą to wziąłbym żółte tulipany. –Louis
zaśmiał się. Czyli Harry nadal pamiętał.
Oni
znali się jak nikt inny. Po długich przemyśleniach Harry postanowił wziąć do
bukiety panny młodej i drużby białe róże, żółte tulipany i niebieskie róże –
ulubione kwiaty Grand.
Gdy
wybrali już bukiet, udali się na komisariat, zgłosić zaginięcie rzeczy Lou.
~*~
Gdy
wszystko mieli już „odhaczone” na liście, udali się do domu. Z komisariatu nie
mieli daleko. Ale Mitchel zaczął już marudzić że go bolą nogi. Louis z
uśmiechem wziął go na ręce. Harry przez chwile protestował, że on go weźmie,
ale ostatecznie niósł go Lou.
Zdjęli
buty. Harry udał się w stronę kuchni aby postawić wodę na herbatę. A Lou poszedł
rozebrać Mitchela. Harry zobaczył swoja rodzicielkę siedząca na krześle, która
właśnie czytała prasę codzienną.
-Mamo!
Uprzedzaj że wpadniesz! Chcesz żebym zawału dostał! – złapał się za serce. Mama często robiła mu takie wizyty, ale nadal
się do nich nie przyzwyczaił.
-Nie
mogę już zrobić swojemu synkowi niespodzianki? A gdzie Mitchel? –zapytała podchodząc
do niego. Pocałowała go w policzek.
-Louis
go rozbiera. –powiedział. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę że jego mama nie
wiedziała, że Lou się pojawił.
-Jaki
Louis?-zapytała wchodząc do salonu. Tam zastała Tomlinsona który ściągał
chłopczykowi kurtkę. Na początku Anny go nie rozpoznała. –Louis?! To ty? –podeszła
do niego. Chłopak podniósł na nią swój wzrok i zaniemówił. Lou bardzo lubił
matkę Harry’ego, tak samo jak ona. Lou posadził chłopczyka na sofie, a sam
wstał. Stał naprzeciw matki Harry’ego.
Anny
wpadła w jego ramiona. Louis szybko objął ja ramionami. –Dlaczego opuściliście
nas? –Anny tego nie pokazywała po sobie ale tęskniła za rodzinom Tomlinsonów.
Była bardzo z nimi zżyta. Lou nie odpowiedział.
Harry
poszedł położyć Mitchela. Były godziny popołudniowe, a on zawsze o tej porze chodził spać.
Louie
i Anny usiedli przy stole. Louis znowu musiał opowiedzieć tą samą historię,
której nie cierpiał. Zawsze gdy sobie o tym przypominał miał łzy w oczach.
~*~
-Tutaj
masz, pieluszki, piżamkę…
-Harry
przestań, idź już! –wypchnął go za drzwi. Styles poszedł do swojej narzeczonej na
noc. Mama Harry’ego miała zostać z Mitchelem ale nie mogła, dlatego odwiedziła
ich w południe aby ich o tym poinformować. Po długim naprawdę długich
przekonywaniach ze strony Lou, że zostanie z chłopcem, Styles w końcu uległ. Mitchel
lubił Louisa a Louis lubił Mitchela. Tyle wystarczyło aby malec usnął na
kolanach Lou oglądając jedną z jego ulubionych bajek. Po chwili sam Louis
zasnął.
~*~
Harry
zapukał do drzwi. Nie czekał długo. Amy powitała go pocałunkiem w usta. Usiedli
w kuchni, rozmowa za bardzo się nie kleiła. Zazwyczaj nie mieli dużo tematów do
rozmów.
-Z
Mitchelem został ten twój gej, Liam? –uniosła brwi. Przynajmniej zapytała o
syna.
-Ile
razy cię prosiłem żebyś tak o nim nie mówiła?
-Nie
chce żeby moim synem opiekował się jakiś pedofil. –wstała gwałtownie z krzesła,
przewracając go. Harry przewrócił oczami. Coraz częściej się kłócili, ale i tak
ją kochał. „Taa bo ty się nim w ogóle opiekujesz” pomyślał. Zapowiadała się długa
noc.