niedziela, 9 czerwca 2013

SE01EPILOGUE

Epilog

*DZIEŃ ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*

~*~

Louis obudził się wtulony w nagi tors Styles'a. Obudził się szczęśliwy, bo w jego ramionach, lecz po chwili dopadła go szara rzeczywistość. Harry brał dzisiaj ślub. To był dzień którego obawiał się najbardziej, od pobytu tutaj. Przynajmniej nie będzie musiał tego oglądać. Spojrzał na profil Harry'ego, który miał szeroko otwarte oczy.Uśmiechnęli się do siebie szeroko, po czym Louis jeszcze bardziej wtulił się w chłopaka z loczkami - będzie za nim tęsknił. Oczywiście ma zamiar go odwiedzać, ale nie za często. Nie chce się do niego zbyt przyzwyczaić. Co już się stało. Uroczystość miała odbyć się dopiero po południu. Akurat w tedy Louis ma autobus do Bradford. Czyli mają jeszcze dużo czasu, mogą się wylegiwać, z czego korzystali. Aż nie obudził się Mitchel i musieli oderwać się od siebie, z widoczną niechęcią.

Harry miał jeszcze dwie godziny do wyjścia z domu i przygotowania się na ślub. Sala ma być przygotowana, przez jakąś firmę weselną więc nie ma się o co martwić. Harry razem z Louis'em, spędzali ze sobą każdą możliwą chwilę, bo wiedzieli że zostało mało czasu. Źle się czuli rozmawiając, gdy wiedzieli że Harry wyjdzie za chwilę z domu, a wróci jako żonaty mężczyzna. No może Louis tak się czuł.
Rozmawiali ze sobą na każdy możliwy temat, ale atmosfera była trochę napięta.

Nadeszła godzina, w której Harry miał jechać się przygotować. A Louis za dwie godziny - o tej samej o której zaczyna się ceremonia - miał autobus prosto do domu.
-Jak wyjdziesz to schowaj klucz tam gdzie zawsze. - Louis pokiwał twierdząco głową. Harry spojrzał na niego i przygryzł wargę. Nie wiedział że pożegnanie z nim będzie takie niezręczne. Miał nadzieję że Louis dotrzyma danej mu obietnicy i odwiedzi go kiedyś. Boo czuł w środku nie opisane emocje. Czuł jak łzy zbierają się w kącikach jego oczu. Szybko starł je palcem i spojrzał na Harry'ego, który uśmiechał się do niego szeroko. -Mam nadzieję Boo Bear, że dotrzymasz danej mi obietnicy i mnie odwiedzisz.
-Na pewno Hazz. -powiedział szczerze. Na prawdę miał zamiar kiedyś go odwiedzić, może jak przeprowadzi się do Londynu.
-Będę tęsknić.
-Przecież mówiłem, że cie odwiedzę. -zaśmiał się, ale nagle spoważniał -Ja też i to bardzo. Ale idź już bo się spóźnisz! -Louis uklęknął przed synem Styles'a i pocałował w główkę. Gdy to uczynił wyprostował się.
-Nigdy nie lubiłem się żegnać. Ehh.. to do zobaczenia Lou! -pocałował go przelotnie w usta i wyszedł. Louis oszołomiony tym co się stało, złapał się za usta i zarumienił ( normalnie jak zakochana nastolatka ).

~*~

*2h później*

Louis odebrał już swoje rzeczy z komisariatu. Dla niego był to cud, że wszystko się znalazło. Oczywiście połowa z pieniędzy została wydana, ale to już lepsze niż całość. Nawet telefon i walizka z ubraniami powróciła do niego.
Udał się w kierunku postoju autobusów.
Spojrzał na ogromną tablicę z odjazdami. Przeszukał ją szybko wzrokiem aż natrafił na * Londyn - Doncaster - opóźnienie 10 minut *. Wyszedł za wcześnie, nie mógł już siedzieć w mieszkaniu Harry'ego. Czyli musiał siedzieć 30 minut na zmarzniętej ławce.
Jeszcze zaczął padać śnieg. Super.

*Tymczasem*

-Harry, masz jeszcze szansę się wycofać. -powiedział Liam, patrząc w jego odbicie w lustrze. Anne pokiwała zgodnie głową. Odetchnął głęboko.
-Nie mam zamiaru. A teraz chodźcie bo się spóźnimy. - nie był pewny tak tych słów, jak je wypowiedział. Stanął w formudze drzwi, spuścił głowę w dół - Chce żeby moje dziecko miało tylko normalną rodzinę. -powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

Stanął przed wejściem do Kościoła i czekał na swoją narzeczoną, a za chwilę żonę. Wszyscy już byli w środku, czekali tylko na nich. Zauważył zmierzającą ku niemu czarną limuzynę, ozdobioną kwiatami które poradził mu Louis. Spojrzał na wychodzącą z niej Amy i jego usta wykrzywił grymas, który szybko zastąpił uśmiechem. Podeszła do niego i złapała za dłoń, całując go w policzek.

Orkiestra zaczęła grać, wszyscy w Kościele wstali ze swoich siedzeń, spoglądając na drzwi w których pojawił się Harry trzymający pod rękę Amy. Harry nie lubił gdy tak wszyscy się na niego gapili, ale tym razem się tym nie przejął bo jego myśli były gdzieś daleko.
-Nie lubię nart. -wyszeptał w jej kierunku. Spojrzała na niego z miną zabójcy.
-Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś?!
-Mówiłem, ale nie słuchałaś. -dopowiedział gdy już stanęli przed księdzem. -A jaki jest mój ulubiony kolor?
-Niebieski.
-Nie, to twój ulubiony kolor. -ponownie wyszeptał. -Nie, to nie ma sensu. -teraz powiedział na tyle głośno, żeby każda osoba tutaj to usłyszała. -Nie znasz mnie Amy, a ja łudziłem się, że cię kocham. Przepraszam. -Harry podszedł do matki. -Mamo, popilnuj Mitchel'a. Mam nadzieję że jeszcze zdążę.

Wybiegł z uroczystości. Paparazzi robiło mu zdjęcia ( oczywiście Amy ich zaprosiła ), których miał nadzieję jutro uniknąć na pierwszych stronach gazet. Harry biegiem miał 10 minut do przystanku z którego Louis ma odjechać. Spojrzał na zegarek na prawej ręce, autobus miał już odjeżdżać z Londynu. Teraz tylko modlił się o to aby był opóźniony, jak to często bywa.

Gdy w końcu dobiegł, ledwo łapał oddech. Zaczął rozglądać się za znajomą czupryną, którą w końcu znalazł. Właśnie wsiadał do autokaru.
-Louis! -nie usłyszał. - BOO-BEAR! -kilka osób odwróciło się na to przezwisko, próbując ukryć swój śmiech. Ale przynajmniej Lou usłyszał. Zaczął rozglądać się, aż w końcu natrafił na zielone tęczówki, biegnące w jego kierunku.
-Może pan już jechać, on nie wsiada. -powiedział do kierowcy Harry cały zdyszany, gdy znalazł się już przy Louis'm.
-Coo? -zmarszczył brwi. Kierowca zamknął drzwi i odjechał, zostawiając osłupiałego Lou. -Co się właśnie stało? I dlaczego jesteś tutaj? Masz ślub idioto!! -wykrzyczał.
-Muszę ci coś powiedzieć, ale masz mi nie przerywać jasne? -pokiwał głową, nadal zły na niego. Przecież miał jechać do Bradford. -Nie wiem od czego zacząć.. zdałem sobie sprawę, że chciałem Mitchel'owi dać w miarę normalną rodzinę, co było złe bo on i tak nie lubi matki. Nie chciałem przyznać się przed samym sobą, że mogę coś czuć do chłopaka, a tym bardziej do mojego najlepszego przyjaciela. Boże jak to wszystko brzmi. Przepraszam, nie przygotowałem mowy. Wiesz co przez to chce powiedzieć? -pokiwał przecząco głową, na co Harry wypuścił powietrze nagromadzone w jego płucach. -Chyba cie kocham, Louis. - stał wbity w ziemię, nie mogąc nic z siebie wykrztusić. -Powiedz coś. -złapał go za ramiona i potrząsnął nim.
-Ee.. dobra nie będę ci odpierdalał jakiejś przemowy, bo nie jestem w tym dobry. Też cie chyba kocham, Hazza. - zobaczył w oczach Styles'a, tańczące iskierki szczęścia. Stanął na palcach, aby być na jego wysokości i lekko musnął jego usta. Harry pogłębił pocałunek. Niektórzy przechodni patrzyli na nich z obrzydzeniem, a niektórzy z uśmiechem.
-To tak oficjalnie. Louis'ie Tomlinson'ie zostaniesz moim chłopakiem? - Louis przygryzł wargę i przytaknął szybko.

Historia jak z filmu, ale jednak prawdziwa. Harry długo musiał dochodził do tego że kocha Lou, ale lepiej późno niż w cale, prawda?

_______________________________________
Od razu mówie, że wiem że spierdoliłam po całości. Strasznie późno to dodałam, ale wiecie koniec roku, trzeba poprawiać i w ogóle.
A co do tego dziadostwa które napisałam, to się mi nie podoba, ale jak już to napisałam to wstawie. Nie chce sie mi tego nawet zmieniać. Sezon 2 nie wiem kiedy się pojawi. Kiedyś na pewno.
Teraz mam do was prośbę, każdy kto to czytał, niech zostawi po sobie jakiś komentarz. Może to być zwykła kropka.

sobota, 25 maja 2013

SE01EP07

Rozdział 7

*1 DZIEŃ DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY* (dop.aut. Bójcię sięęęę)


~*~

Louis nie spał tej nocy. Za bardzo się cieszył tym, że mógł obejmować Hazze. No i Louis w ogóle, nie chciał zasnąć. Przynajmniej przez te parę godzin w nocy mógł przez cały czas wpatrywać się w Harry'ego, który jak spał wyglądał niczym bezbronny kotek. Jego bujne loki zajmowały prawie całą powierzchnię jednej z poduszek, miał zaróżowione policzki i lekko rozchylone, opuchnięte usta. Mocno przyciskał do siebie Louis'a w pasie, jakby bał się że za chwilę mu ucieknie. I właśnie w tym momencie zaczął strasznie zazdrościć Amy, przez to że będzie miała tak wspaniałego męża. Louis dla takiego mógłby zabić.
Spojrzał na Harry'ego który zaczął mamrotać nie wyraźne słowa. Przyłożył dłoń do ust, aby zdusić w sobie śmiech, co jednak mu nie wyszło. Po chwili Harry leniwie odsłonił swoje zielone tęczówki, od razu wlepiając je w Lou, już lekko czerwonego od śmiechu. Harry nic sobie z tego nie zrobił, tylko mocnej objął starszego. Przez co on ledwo oddychał, ale nie skarżył się, czuł się niesamowicie w jego ramionach.

Oboje myśleli że między nimi będzie napięta atmosfera przez to co się stało. Ale nic takiego nie było, uśmiechali się do siebie, śmiali się, rozmawiali, jak zawsze. Oczywiście Louis przy śniadaniu ponownie musiał się upewnić czy Harry tego nie żałuje, myślał że tak będzie. Jakie było jego pozytywne zaskoczenie jak Harry uśmiechnął się do niego szeroko i prosto w oczy powiedział mu że niczego nie żałuje. Oczywiście przez to narobił Louis'owi zbędnych nadziei. Przez chwile Tommo myślał że Harry żuci Amy i będzie z nim, musiał szybko wyrzucić ten pomysł z głowy. Najważniejsze było dla niego szczęście Harry'ego, ale i tak nie miał pewności że Harry będzie szczęśliwy przy Amy, a co dopiero przy nim. Postanowił i dotrzyma danego sobie słowa, że jak tylko odnajdą się jego rzeczy to natychmiastowo opuści Londyn, wróci do Bradford, a później będzie się martwił o resztę życia.

Niedługo przed południem Liam przyszedł odstawić Mitchela do domu, nie został u nich mówiąc że musi się uczyć na sesje. Oczywiście Harry wiedział że to jest wymówka, zawsze jak Liam kłamał to świeciły mu się oczy. Zastanawiało go tylko, dlaczego nie został. Liam zawsze chętnie spędzał czas z Harry'm. Może miał kupić garnitur na ślub, w końcu był jego świadkiem.
Louis chętnie zaczął bawić się z małym Styles'em. A zabawa polegała na tym, kto rzuci dalej klockiem wygrywa. Mitchel za każdym razem wygrywał, przynajmniej Louis sprawiał takie pozory że nie umie rzucać. Raz nawet trafił w zdezorientowanego Harry'ego, który szedł akurat do kuchni z brudnymi naczyniami. Postał tylko w jego kierunku wściekłe spojrzenie i poszedł dalej kręcąc przy tym biodrami.

-Louis! Jedziemy z Mitchel'em do Amy, będziemy do trzech godzin. Pa! -wykrzyknął na wyjściu. Louis poczuł ucisk w żołądku słysząc imię "Amy" nie dość że kojarzyło mu się z psem to jeszcze "nosiła" go taka wredna istota.

Harry wyjął z synka z fotelika, stawiając go na nóżki, zabrał jeszcze tylko zakupy z tylnego siedzenia i poszli w kierunku drzwi. Zapukał. Po chwili ujrzał w drzwiach Amy. Płacz. Mitchel się rozpłakał, spoglądając na matkę. Grands chciała wziąść chłopczyka na ręce, ale on natychmiastowo podbiegł do ojca i objął jego łydkę. Styles wziął go na ręce, a on schował twarz w zagłębieniu jego szyi.

Gdy Mitchel już się uspokoił, to spał. Zmęczył się płaczem który trwał dobre 15 minut, a Amy już chodziła po domu rwiąc włosy z głowy, mamrocząc pod nosem różnego typu przekleństwa.

Harry postanowił wykorzystać ten czas w którym Mitchel śpi i przygotować obiad który był jego ulubionym i Louis'a w dzieciństwie. Czyli makaron z serem.

-Amy! -Po chwili szczupła blondynka pojawiła się w drzwiach kuchni. Oparła się i spojrzała na niego unosząc brwi ku górze. -Zrobiłem nam obiad. -uśmiechnął się szeroko, wskazując dłonią na nakryty stół. Grand usiadła przy stole i krzywo spojrzała na posiłek.
-Co to jest? -wzięła makaron na widelec i uniosła na wysokość oczu, krzywiąc się.
-Makaron z serem.
-Wiesz ile to ma w sobie kalorii?
-Nie masz się czym teraz przejmować.
-Nie chce z grubnąć! Przynajmniej nie jestem tak gruba jak ty! Jak ty w ogóle możesz się tak pokazywać?! Musimy zmienić twój wygląd, a w szczególności ściąć te okropne włosy. Ale to po ślubie.
-Nie ma w ogóle mowy! - i tak zaczęła się kłótnia, która trwała dobre pięć minut. Przerwała ją, płacz Mitchel'a. Harry od razu pobiegł do synka, biorąc go na ręce. Ubrał mu kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki i buty. Sam nawet nie przejmował ubieraniem się, po prostu wziął ubrania do ręki i wyszedł z domu, z jego oczkiem w głowie.

Wszedł do domu, trzaskając mocno drzwiami. Już nie potrafił chować w sobie emocji. Rozebrał Mitchel'a i poprosił aby poszedł się pobawić. Zaczął szukać Louis'a, ale nie mógł go znaleźć w całym domu. Nie mówił mu że ma gdzieś dzisiaj wyjść.
Gdy Harry zrezygnował z szukania, usiadł na kanapie chowając twarz w dłonie. Poczuł ogarniającą go ogromną pustkę.

Styles usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko, wstał z kanapy i udał się do hallu sprawdzić, kto przyszedł. Gdy ujrzał Lou, od razu wpadł mu w ramiona, mocno go ściskając.
-A to za co? -usłyszał jego wysoki głos, przy swoim uchu, przez co przeszły mu przyjemne ciarki wzdłuż kręgosłupa.
-Za to że jesteś. -Louis zaśmiał się dźwięcznie na jego słowa. -Harry sądzę że musimy porozmawiać.... -on jedynie skinął głową, dając mu pozwolenie aby zaczął. - To wszystko zachodzi za daleko, nie chce żebyś dawał mi nadzieję, jeśli wiem że jutro żenisz się. Nie chce stawać na drodze do twojego szczęścia. Dzwonili do mnie z policji, znaleźli moje rzeczy, jutro po nie idę i od razu wyjeżdżam do Bradford. Przepraszam, Hazz.
-Co, ale jak to?! Znowu mnie opuścisz tak jak w tedy?!
-Odwiedzisz mnie, dam ci adres. I tak pewnie przeprowadzę się do Londynu to odwiedzę cię czy coś. Przepraszam, Curly. Na prawdę, przepraszam, ale ja nie wytrzymałbym. -poczuł jak oczy robią się mu coraz bardziej wilgotne, a usta suche. Harry tak samo, powstrzymywał się przed rozpłakaniem się.
-Dobra, ale dwa warunki, jeden, napiszesz mi twój adres na kartce. A drugi warunek, śpisz dzisiaj ze mną. -Louis nie musiał się długo zastanawiać, odpowiedział natychmiast.
-Jasne, Curly.

__________________________________________________
Przepraszam, że tak długo to trwało i że ten rozdział taki beznadziejny. Ale jest troche późno i mój mózg ledwo pracuje, dlatego wiem że na pewno jest dużo błędów.
Zapraszam na ZAPOWIEDŹ NOWEGO OPOWIADANIA O LARRYM ---> http://youlbemine.blogspot.com/




piątek, 10 maja 2013

SE01EP06


Rozdział 6

*2 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*



~*~

Liam wcisnął dzwonek do drzwi i zaczął "przeskakiwać" z nogi na nogę, było strasznie zimno. Wypuścił powietrze z płuc, przez co zauważył biały obłoczek dymu, który ulatniał się z jego ust i nosa. Ktoś z tyłu mógłby pomyśleć że pali, jeśli nie byłby taki spostrzegawczy że jest okropnie zimno. Dlatego musiała by być to osoba z Alaski czy równie zimnego kraju. Była dopiero dziesiąta godzina.
W końcu ktoś łaskawie, zdołał się pojawić. Był to Louis. Miał jeszcze na wpół przymknięte oczy. Wyglądał jakby właśnie uprawiał z kimś seks, ale to nie było to. On zawsze tak wyglądał po przebudzeniu się.
-Bry, Harry szykuje Mitchel'a, a ty właź bo mi się chce spać i zimno jest. -po wypowiedzeniu tych słów Liam wszedł przez próg drzwi a Lou zamknął za nim drzwi z hukiem, na co Payne wzdrygnął. Tommo szurając nogami doszedł do salonu gdzie, z powrotem położył się na kanapę przykrywając głowę poduszką, dając innym do zrozumienia że mają go nie ruszać. Liam zdjął swój płaszcz, rzucając go przy tym na Louisa, od razu go z siebie zrzucił. Zdjął poduszkę z głowy i usiadł do pionu, rzucając mu gniewne spojrzenie. Boo spojrzał na jego fioletową koszulkę z napisem "#LarryShipper ♥", uniósł jedna brew. Nie znał żadnego takiego zespołu ani nic. Kompletnie nic się mu z tym nie kojarzyło. -Li, co to Larry Shipper? -Liam obdarzył go ogromnym uśmiechem.
-Kiedyś ci powiem. -Lou zacmokał. Nie lubił czegoś nie wiedzieć, to było dołujące.

Harry wpadł do salonu z synkiem na rękach i z torbą dziecięcą przewieszoną przez ramie. Hazza postawił Mitchel'a na podłodze, chłopczyk od razu pobiegł do wujka chrzestnego.
-No dobra to tak, w torbie masz, - podał mu niebieską torbę, którą Liam chętnie odebrał. -butelkę..-lecz nie zdołał dokończyć, bo Liam wcześniej już założył płaszcz i całkowicie ignorując nadopiekuńczego ojca, wyszedł z domu. Dobra tak szczerze to Liam miał plan, miał nadzieję, że chociaż w najmniejszym stopniu wypali. To nie tak, że on się wtrącał, on po prostu pomaga im być ze sobą. Przecież oni nawet nie wiedzą, że on ich shippuje, nie mówi nic że mają być razem. Nie chce stawiać ich w nie komfortowej sytuacji, która by na pewno taka była. Tak więc Liam zaproponował, że dzisiaj zajmie się młodym Stylesem, bo nie miał dzisiaj zajęć, a oni na pewno nie będą się nudzić.

-Widziałeś to? Kompletnie mnie zignorował, pierdolony skurwysyn. -rzucił się na kanapę z oburzeniem.
-Auuu... Styles, czy cię do reszty pojebało?! -Tak się składa, że jak Harry rzucił się na kanapę, to tak na serio rzucił się na Louis'a który nie był na to kompletnie przygotowany. Teraz Harry leżał na Louisim, jego twarz była niebezpiecznie blisko jego twarzy, przez co wpatrywali się w swoje oczy jak zahipnotyzowani. Harry nie rozumiał jak Louis mógł mieć tak kurewsko niebiesko-szare oczy. Zawsze mógłby je rozpoznać. A Louis nie rozumiał jak Harry może mieć tak szmaragdowe oczy. Louis w ostatniej chwili opanował swój umysł i obrócił głowę w bok. Harry ocknął się i podniósł się do pozycji siedzącej, tak że teraz siedział na jego biodrach.
-Pamiętam, że zawsze miałeś łaskotki, wybacz ale muszę sprawdzić czy masz je nadal. -uśmiechnął się bezczelnie w jego kierunku. Louis zaczął się wiercić, chciał rękami zepchnął młodszego ale nic to nie dało. Bo Harry złapał jego ręce i "ugwoździł" nad jego głową, złapał je jedną ręką, a drugą podwinął jego ( no dobra Harry'ego ) podkoszulek, ukazując część jego opalonej skóry.
-Nie Hazz, błagam nie. -ale to na niego nie podziałało. Jedną ręką przejechał po odsłoniętym brzuchu, przez co Louie dostał gęsiej skórki. I zaczęło się, Harry zaczął łaskotać Lou, przez co chłopak zaczął się pod nim wić, zaczął kopać nogami w pustą przestrzeń, jakby to coś miało dać. -Bo-ooże Hazz.... prze-przestań! Zzrobię c-co zechc-cesz. -wydyszał. Harry przyłożył rękę do brody i zaczął ją pocierać, udając że intensywnie myśli.
-Co zechce mówisz? Będziesz cały dzień robił to co ci będę kazał, bo jak nie to obudzę cię w nocy i do rana będę cię łaskotać.
-Dobra, umowa stoi.- powiedział bez zawahania. Ale jeszcze nie wiedział jakie będą tego konsekwencje. Harry puścił jego ręce i wstał z niego. -To tak na początek, przebieraj się, ja zrobię śniadanie i idziemy do parku. -Louis skrzywił się na myśl, że będzie musiał wychodzić w taką pogodę, on po prostu nienawidził zimy z całego serca. Najchętniej zapadłby w sen zimowy, jakby mógł, ale nawet on nie byłby w stanie spać tak długo.

Wyszli z domu, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Czuli jak policzki robią się im coraz bardziej różowe, ale Harry'ego to nie powstrzymało od wrzucenia Tommo do kupki śniegu, przy bramie parku. Louis poczuł jak jego twarz robi się bardziej czerwona, ale tym razem ze złości, jak i z zimna. Wstał pośpiesznie, biegnąc za Harry'm który już zdążył się od niego oddalić. Przyśpieszył biegu, co skończyło się źle, ponieważ poślizgnął się na lodzie, przez co wylądował na tyłku. Z dziwnego przyzwyczajenia, położył się na podłożu i przyłożył dłonie do twarzy. Zaczął mamrotać, nie zrozumiałe dla innych słowa. Ludzie którzy przechodzili, gapili się na niego jak na ułomnego, ale jego to nie obchodziło. Nigdy nie przejmował się opinią innych, więc dlaczego teraz miałoby się to zmienić?

Louis poczuł coś zimnego, na swoich dłoniach. Rozszerzył palce, aby zobaczyć kto nad nim stoi. Był to Harry, ale nie ten, którego zna teraz. Był to Harry z tym samym uśmiechem, który miał w dzieciństwie gdy zawsze się ze sobą wygłupiali. Styles stał nad nim z kulką w dłoni, szczerząc się od ucha do ucha. Miał zaróżowione policzki jak i nos, co dodawało mu uroku. Miał pojedyncze śnieżki w brązowych, bujnych lokach, co wyglądało naprawdę przeuroczo. Louis nadal leżąc na zimnym lodzie, złapał za nogę Harry'ego przewracając go na siebie, w wyniku czego ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Harry spoglądał raz na oczy Lou a raz na jego pełne usta, które były lekko rozchylone. Louis wstrzymał oddech, czekając na to co zrobi młodszy. Gdy Harry zaczął się do niego zbliżać, on odwrócił twarz tak, że Harry pocałował go w policzek.
-Będziesz żałował, Hazz. - jednak Louis, zaczął żałować, że odwrócił głowę i nie poczuł ust Harry'ego na swoich. Harry nic nie mówiąc, wstał z Boo, po czym podał mu rękę pomagając mu wstać. Przez resztę, drogi do domu nie odzywali się do siebie. Czuli lekkie napięcie między nimi, dlatego Lou zaczął coraz bardziej modlić się o to aby do dwóch dni policja znalazła jego rzeczy. Nie chciał widzieć, jak Harry bierze ślub z tą Amy, bo w tedy jego serce rozerwało by się na milion popierdolonych kawałków. A nie chce przeżywać tego po raz drugi.

Harry drżącymi rękoma włożył klucz do dziurki i przekręcił go, przepuszczając w drzwiach Louisa. Boo zdjął z siebie płaszcz i buty i udał się w stronę kuchni, chcąc wstawić wodę na herbatę. Harry przygryzł wargę, dokładnie nad czymś myśląc, zaczął liczyć plusy i minusy jego planu. Zdjął z siebie ubranie wierzchne. Zacisnął dłonie w pięści, mówiąc sobie "raz kozie śmierć" udał się w stronę kuchni. Zastał tam Louisa, który właśnie włączał palnik od gazu. Stanął w progu, wpatrując się w plecy chłopaka. Przygryzł momentalnie wargę, jego umysł przestał działać. Teraz kierowało nim tylko ciało i może serce. Podszedł do niego od tyłu najciszej jak tylko umiał i położył dłonie na jego barkach. Starszy wzdrygnął czując jego dotyk na sobie, zaczął walczyć ze sobą, aby się nie odwrócić w jego stronę. Harry pocałował jego kark, przez co przeszedł mu miły dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
-Ha-Harry..-ledwo zdołał z siebie wykrztusić. Styles oderwał się od jego szyi i złapał za nadgarstki, po czym obrócił go w swoją stronę.
-Lou, masz dzisiaj robić to co zechcę. -wyszeptał do jego ucha. Louis poczuł jak każda jego komórka w ciele zaczyna waryjować. -Pocałuj mnie, Boo. -Louis nie kontrolowanie, spełnił żądanie Harry'ego. Chociaż sam tego chciał, od zawsze. Harry zachłannie oddał pocałunek, pragnąc jeszcze więcej. Przyciągnął do siebie starszego, oplatając ręce na jego karku. Louis złapał Harry'ego za uda, unosząc go do góry. Zaczął kierować się z nim do sypialni.

Już w drodze do sypialni byli półnadzy. Harry z ust Lou przeniósł się na jego szyję, przygryzając jego delikatną skórę. Lou położył go na łóżku, wdrapując się na niego zaczął całować jego umięśniony brzuch.Po chwili się opamiętał i zaprzestał całowania swojego "kochanka".
-Harry, to nie jest dobry pomysł. -wyszeptał, nie patrząc w jego oczy. Harry wspiął się na łokciach, aby być bliżej jego twarzy, byli jedynie w bokserkach.
-Czy ty mi mówisz, że mam sobie poradzić z tym -wskazał na swoje przyrodzenie - sam? Oboje wiemy że tego chcesz, ja z resztą też. Więc skończ to co zacząłeś. -Louis odetchnął głęboko i powrócił do całowania jego spierzchniętych warg.

Zahaczył zębami o jego gumkę od bokserek. Jeszcze raz spojrzał na profil jego twarzy, chcąc się upewnić że może. Chłopak był w całkowitej ekstazie, miał zaróżowione policzki i płytki oddech. Louis zdjął jego bokserki, odrzucając je gdzieś w kąt. Polizał członka jego przyjaciela zasysając jego główkę, po czym wziął go całego do ust. Harry zaczął się pod nim wić, miał zamglone oczy.
-O kuur... Louie ... szybciej do jasnej cholery! - wykonał jego prośbę i przyśpieszył swoje ruchy głową. Po chwili młodszy doszedł w jego buzi krzycząc jego imię. Boo-Bear połknął wszystko co zaoferował mu Styles. Powrócił do całowania jego ust.
-Chcesz więcej? -wyszeptał. Harry pokiwał jedynie głową, nie miał siły nic odpowiedzieć. -Odwróć się. -chłopak spełnił jego prośbę i odwrócił się na brzuch. -Masz gumki czy coś? -wskazał palcem na szafkę nocną.

Zacisnął dłonie na kołdrze, czując w sobie Louis'a który wykonał pierwsze pchnięcie. Szybko się rozluźnił i odczuwał jedynie z tego samą przyjemność, a nie ból. Co było ciekawsze, seks z Lou był lepszy niż seks z Amy. Ona zawsze wykręcała się jakimiś nic nie znaczącymi wymówkami.
Chłopcy doszli w tym samym czasie. Louis opadł na plecy Harry'ego, zmęczony.

-Wiesz Louis, nie spodziewałem się, że skończę z tobą w jednym łóżku, nagi. -zaśmiał się w jego włosy - które pachniały jabłkami, Harry uwielbiał te zapach. Louis leżał na jego piersi, bawiąc się swoimi palcami.
-Przecież jak byliśmy młodsi to spaliśmy ze sobą nadzy. -uśmiechnął się, na wspomnienie dzieciństwa.
-Ale to co innego. - Louis cieszył się, że nie było pomiędzy nimi tej nie przyjemnej atmosfery której się spodziewał.

____________________________________________
Jak widzicie dodałam wam 6! Mam nadzieję, że się spodobał bo moim zdaniem do dupy xD Oceńcie to prosze..
Przepraszam za wszystkie błędy! Dałam tutaj takie mini porno, nie chciałam wdawać się w szczegóły. Przed wami jeszcze tylko jeden rozdział i epilog. No a potem 2 sezon!
Zapraszam na drugie opowiadanie o Larry'm tutaj
Jak macie jakieś pytania do mnie lub do postaci to zapraszam tutaj
Do następnego!

środa, 24 kwietnia 2013

SE01EP05


Rozdział 5

* 3 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*

~*~

Harry'ego jak zwykle coś musiało obudzić. Tym razem był to dźwięk dzwoniącego telefonu. Jeszcze z zamkniętymi oczami, sięgnął na półkę gdzie powinien leżeć telefon. Gdy w końcu go miał już w dłoni, nie patrząc na wyświetlacz, odebrał. Przyłożył telefon do ucha i czekał aż ktoś się odezwie. Był zbyt leniwy żeby zrobić to pierwszy.
-Halo? Harry? Pamiętaj, że za pół godziny mam wywiad na żywo. -rozłączyła się. Przynajmniej Styles nie musiał nic mówić. Rzucając gdzieś telefon, przytulił się do poduszki i próbował jeszcze zasnąć. Lecz nie było mu to dane, ponieważ już po chwili usłyszał nawołującego go syna. Z głośnym westchnięciem, wstał z łóżka i na nogach jak z waty, poszedł do pokoju Mitchela. Gdy chłopczyk zobaczył tatę, od razu przestał płakać. Uśmiechnął się do ojca, ukazując białe ząbki. Przebrał syna z piżamy w ubrania. I postawił na podłodze. Sam udał się przez salon do kuchni - gdzie spał Lou, oczywiście mówił mu żeby spał na jego łóżku z nim, ale był uparty i się na to nie zgodził (miał swoje powody), - gdzie postanowił zrobić śniadanie. Jak zwykle z resztą.

Mitchel z wrednym uśmieszkiem, "wspiął" się na jeszcze śpiącego Louis'a i zaczął po nim skakać. Harry akurat wyjrzał przez drzwi kuchni chcąc zobaczyć co robi mały diabeł. Widząc go jak zaczął skakać po jego nowym współlokatorze, podbiegł szybko do syna biorąc go na ręce. Ale i tak Mitchel obudził tym Louisa.
-Czy mi się śniło, czy coś mi po brzuchu skakało? -zapytał, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy pięściami. Harry w tamtej chwili pomyślał sobie że on wyglądał jak dziecko.
-Przepraszam to Mitchel. -powiedział z niesmakiem Harry. Podszedł do stolika na kawe gdzie były piloty od tv, włączył kanał na którym miała być na żywo jego narzeczona. Jak się okazało zostało jeszcze trochę czasu do emisji wywiadu na żywo. Nie tracąc czasu Styles udał się do kuchni po kanapki i 3 kubki z herbatą. Louis nadal wylegiwał się na kanapie więc Harry usiadł obok niego. Przy klatce piersiowej. Wziął chłopca na kolana i dał mu kanapkę aby ją zjadł. Chłopczyk z chęcią, wziął kanapkę do swoich rączek.

Zaczął się wywiad. Louis nadal leżał na sofie, znudzony. Mitchel widząc swoją matkę w tv, od razu mocno przytulił się do ojca. Lou zmarszczył brwi, nie rozumiejąc zachowania młodego.
-Harry właściwie, to czemu to oglądamy? - Styles przeniósł wzrok z tv na chłopaka który uśmiechał się do niego od ucha do ucha. Harry uwielbiał ten uśmiech, w tedy Lou miał takie wesołe iskierki w lazurowych oczach. Harry odruchowo odwzajemnił uśmiech, ukazując przy tym swoje słodkie dołeczki.
-To jest moja narzeczona. -Louis poczuł ukucie w brzuchu, ale nie pokazywał tego.
-No Hazz, masz gust. -powiedział po czym wstał z sofy i udał się do łazienki. Modląc się, aby policja w końcu odnalazła jego rzeczy. Chciał już wrócić do domu i usłyszeć w końcu od matki te słowa których tak nie cierpiał, a mianowicie "a nie mówiłam". Gdy już wyszedł z pod prysznica, pachnący brzoskwiniowym żelem, ubrał ciuchy Hazzy, które wręcz były przepełnione jego zapachem. Przez co zaczął go przeklinać pod nosem. Gdy wyszedł z łazienki, udał się do salonu, znowu siadając obok Harry'ego. Który od nie chcenia wpatrywał się w ekran telewizora. Louis nawet nie wie o czym był ten wywiad, nie słuchał go. Wpatrywał się w młodego Stylesa który nadal był kurczowo przytulony do ojca. A ten szeptał mu jakieś słowa do ucha, chyba na uspokojenie. Ale dlaczego Mitchel miałby się czegoś przestraszyć. No chyba nie swojej matki. Tak? Ta cała sytuacja była do Louisa ogólnie dziwna. Ale postanowił się nie wtrącać. -To co dzisiaj robisz? -zapytał, spoglądając na jego profil.
-Idziemy kupić garnitur.
-Jak to "my"?
-No idziesz ze mną, co ty myślałeś?! Jeszcze Liam, no i Mitchel. -zaśmiał się. Wyłączył telewizor, a Mitchel od razu puścił ojca. To jeszcze bardziej wprawiło w osłupienie Louisa. To było popierdolone. Tommo zaczął na prawdę podejrzewać że chłopczyk boi się matki, ale można tak? Louis wstał z kanapy i zaniósł naczynia z salonu do kuchni po czym je umył. -Louis.. wiesz co jest nie sprawiedliwe?
-Hmm? -mruknął tylko. Był zbyt zajęty myciem talerza.
-Że wyglądasz w moich ubraniach lepiej niż ja. - wyszedł z kuchni. Poszedł pewnie przebrać Mitchela, bo mieli pójść do tego sklepu. A Louis stał oszołomiony, wpatrywał się w biały talerz. Czy Harry z nim flirtował? Louis szybko wyrzucił z głowy tą myśl i wrócił do zmywania naczyń. Ale i tak Boo odczuwał przyjemne ciepło, w podbrzuszu gdy to usłyszał.

Liam czekał już na nich, przed budynkiem, oparty o maskę samochodu. Kopał kamyk, który znajdował się blisko jego buta. Miał na twarzy wyraźny grymas. Do ślubu zostały jedynie trzy dni, a on myślał że Harry zrozumie, że ten ślub to jedna wielka pomyłka. Myślał żeby wpaść na przysiędze do urzędu państwowego z głośnym "przerwać ślub". Ale raczej to nie wchodziło w grę, bo będzie świadkiem na tej popierdolonej uroczystości. Nie miał pomysłu jak uchronić przyjaciela, przed tą wściekłą babą. Wiedział że jak się on z nią ożeni to ona nie da się rozwieść. Była strasznie zawzięta, dążyła zawsze do swojego i zawsze to dostawała. Payne z głośnym westchnięciem i pulsującą krwią w żyłach kopnął, kamyk najmocniej jak potrafił, przed siebie. Co z tego że kamień uderzył w czyjś samochód ( nie zrobił szkód ) jak miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, podniósł wzrok i zauważył Harry'ego ze szczerym uśmiechem na ustach i Lou który niósł na rękach Mitchela. Śmiali się z czegoś. I Liam już wiedział, że Harry i Louis tworzyliby najlepszą parę na świecie. Payne wiedział że Harry jest biseksualny (całował się kiedyś z facetem w jakimś klubie), no więc raczej problemu by nie było. Teraz tylko musi załatwić sobie shipperską koszulkę.
Przywitali się ze sobą, po czym wsiedli do samochodu i pojechali do centrum.

Z uśmiechami weszli do jednego ze sklepów z garniturami. Każdy z nich się rozdzielił i udał się w inny przedział. Były tutaj nawet różowe garnitury, które Hazza chciał od razu przymierzyć. Oczywiście Liam i Louis od razu wybili mu ten pomysł z głowy, grożąc. Każdy z nich wziął parę z nich, które najbardziej się im podobały i wręczyli je Harry'emu, aby poszedł się przebrać.
Mitchel zaczął narzekać, że jest głodny, dlatego Liam ze swoim "niecnym" planem, wziął chłopczyka do Mc Donald'u, zostawiając samego Louisa i Harry'ego.

Louis usiadł na wygodnym fotelu, na przeciwko przebieralni w której był Styles. Zaczął stukać paznokciami o oparcie na ręce fotela w rytm jednej z piosenek lecących z głośników. Po chwili Styles wyszedł w obcisłym szarym garniturze. Marynarka powiększała mu barki. Udał się z powrotem do przebieralni, z westchnięciem. Nienawidził robić zakupów, zawsze miał taki plan, że jak tylko wejdzie do jakiegoś sklepu to jakaś niewiadoma siła oświetli to co właśnie szukał. Lecz nigdy tak się nie stało. Z resztą co się dziwić, Styles zachowuję się nadal jak dzieciak.

Po paru nie udanych próbach, wyszedł tym razem w czarnym garniturze. Dokładnie opinającym jego mięśnie. Wyglądał dosłownie jak Bóg Seksu. Każda jego część ciała była idealnie, wyrzeźbiona a ten garnitur to tylko podkreślał. Louis aż przygryzł wargę. Harry przyjrzał się sobie w ogromnym lustrze. Po czym obrócił się przodem do Louis'a i podszedł do niego.
-I co może być? -zapytał z nutką nadziei w głosie.
-Szczerze? -uniósł jedna brew do góry na co Styles pokiwał ochoczo głową. -Wyglądasz... jak Bóg Seksu. -Harry zaśmiał się na jego słowa i uśmiechnął się szeroko patrząc w jego niebieskie tęczówki. Z radia zaczęły sączyć się pierwsze słowa piosenki Ed'a Sheerana "Kiss Me". Louis czując, że stoją coraz bliżej siebie, zrobił mały krok do tyłu. Na co drugi od razu zrobił do przodu. Nie panował nad umysłem i sercem. Louis czując, że nie ma jak się cofnąć, bo na drodze stanął mu fotel, zamknął oczy. Harry zaczął przybliżać swoją twarz ku jego, zamykając oczy. Louis poczuł malinowe, pełne usta na swoich. Zakręciło mu się w głowie a kolana zaczęły się pod nim uginać. Zignorował to i oddał pocałunek, który przerodził się w coś bardzo namiętnego. Oboje zaczęli czuć intensywne ciepło w podbrzuszu. Styles nigdy czegoś takiego nie czuł, nawet przy Grand. Louis rozszerzył usta, dając mu większy dostęp do swojej żuchwy. Tommo przejechał językiem po jego dolnej wardze, przez co Hazza poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.
Gdy zaczęło brakować im tlenu, odsunęli się od siebie, patrząc sobie głęboko w oczy. Louis'owi przez chwilę odebrało mowę.
-Boże Harry.. ja przepraszam.
-Louis, to ja przepraszam, ja pocałowałem cię pierwszy. -udał się w stronę przebieralni, próbując nie pokazywać jak bardzo uginają się pod nim kolana. Uklęknął za zasłoną, chwytając się za włosy. Miał ogromny mętlik w głowie, tak samo jak Louis.

Liam wracał z Mitchelem do sklepu, gdzie zostawił pozostałą dwójkę. Gdy dochodził juz do sklepu, zauważył przez szybę całujących się Harry'ego i Louis'a. Od razu wycofał się, nie chciał żeby Mitchel zaczął zadawać pytania, na które on sam nie zna odpowiedzi, i im przerywać. Z ogromnym uśmiechem udał się do sklepu, gdzie można zamówić koszulki z wybranym przez siebie nadrukiem.

____________________________________________________

Jak widzicie, jest już Larry. Nie miałam jakoś pomysłu na ten pocałunek dla tego taki jaki jest. Rozdział ogólnie mi się nie podoba. Przepraszam za błędy.
Mam do was parę pytań, na które mam nadzieję że mi odpowiecie.
Chcecie 2 sezon?
Jak tak to mam też opisywać związek Liam'a (poznanie się i wgl.) z kimś? ( pewnie i tak wiecie z kim bd xD )
Zapraszam na zapowiedź opowiadania o Larrym tutaj
Jak zawsze jak macie jakieś pytania do mnie lub do postaci tutaj
Pozdrawiam :3 Do zobaczenia!


sobota, 13 kwietnia 2013

SE01EP04




*4 DNI DO ŚLUBU HARRY'EGO I AMY*

~*~

Harry szedł uliczkami Londynu myśląc nad swoim życiem. Było... dziwne? Zaczął zastanawiać się czy naprawdę kocha Amy. Na początku ich związku, czuł te motyli w brzuchu. Ale od czasu gdy urodził się Mitchel, już tego nie czuje. Myślał że w każdym związku tak jest. Na początku motylki, zaślepione oczy miłością, a później monotonność. Ale tak było.. prawda?

Nie wiedział czy kochał Amy. Gdy tak myślał miał co do tego pewne wątpliwości. Wszyscy mówili że ona nie jest dla niego. A on uparcie się tego wypierał. Oświadczył się jej ze względu na syna, no ale nie tylko! Zawsze chciał żeby jego syn miał normalną, kochającą się rodzinę. No ale skoro mały i tak boi się matki to już i tak nie będzie taka normalna rodzina. Może to tylko kwestia czasu zanim młody Styles przyzwyczai się do matki. Ale na razie nic na to nie wskazywało. Chyba gorzej już być nie może. 

No dobra jak się okazało, może być gorzej. Na podróż poślubną jadą na narty do Alp. Harry nienawidził śniegu i wszystkiego co jest z nim związane. Ale oczywiście udał że go to cieszy.
Czasami Harry czuł się w tym związku jak kobieta. Amy rozkazywała, a on wykonywał polecenia. No na przykład ten ślub. Dlaczego Harry ma to wszystko przygotowywać skoro to baby coś takiego zawsze kręciło?! 

Louis wiedział, że Harry nie lubi śniegu. Zmarszczył brwi. Dlaczego o nim pomyślał? Potrząsnął głową, próbując wyrzucić z siebie tą myśl. Przyśpieszając kroku, udał się do mieszkania zahaczając jeszcze o Tesco.


Harry otworzył drzwi najciszej jak tylko umiał. Wszedł na palcach do holu, gdzie zdjął buty. Udał się od razu w kierunku pokoju Mitchela, na palcach, sprawdzając czy śpi. Jakie było jego zaskoczenie, gdy nie zobaczył tam dzieciaka. W panice pobiegł do swojej sypialni. Tam też go nie było. Już z łzami w oczach pobiegł do salonu, gdzie zobaczył śpiącego Louisa a na jego kolanach spał Mitchel, obtoczony ramieniem Lou. To była najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek widział. Nie wiedząc dlaczego, wyjął z prawej kieszeni spodni telefon i z uśmiechem zrobił im zdjęcie.

Cicho wycofał się z salonu i udał się do swojej świątyni - kuchni. Postawił wodę na herbat, po czym zabrał się za robienie śniadania. Zawsze gotowanie mu wychodziło. On potrafił stworzyć coś genialnego nawet z czterech składników.
 Harry obrócił głowę w jego kierunku, słysząc że ktoś wszedł do kuchni. Uśmiechnął się promiennie 
Louis poczuł jak ktoś wierci się na jego kolanach. Jeszcze nie do końca otworzył oczy i spojrzał przed siebie lekko mrużąc oczy. Miał w objęciach chłopczyka. Zasnęli razem na kanapie nie przebierając się z wczorajszych ubrań. Mitchel zaczął coś zawzięcie mówić, nie za bardzo zrozumiałego. 
Lou obrócił go tak, że byli teraz na przeciwko siebie twarzami. 

-Wyspałeś się? -zapytał jeszcze sennym głosem. Mitchel w odpowiedzi potulnie pokiwał głową. -Wiesz lepiej żeby tata nie dowiedział się że zasnęliśmy tak, na kanapie. Myślisz że będę trupem? Nie no chyba mnie nie zabije. Boże czym ja się przejmuje. -wstał z kanapy, z Mitchelem na rękach lekko się chwiejąc. -To nie na mój wiek. -zaśmiał się, lubił mówić do dzieci. Sam ma cztery młodsze siostry. 

Udał się w kierunku kuchni aby zażycz lekarstwa na odporność które lekarz mu przepisał. Miało się je brać po śniadaniu, ale kto na serio się do tego stosuje?

Gdy Louis przekroczył z Mitchelem próg kuchni podskoczył z przerażenia. Harry stał obok pieca, robiąc śniadanie. Która była godzina że był już w dukazując dołeczki w policzkach mówiąc "dzień dobry". Louis odpowiedział mu tym samym. Posadził chłopca do fotelika, a sam usiadł naprzeciw niego.

Harry po chwili nałożył mu pysznie przygotowane śniadanie. Mimo to, iż było to tradycyjne angielskie śniadanie, i tak Styles zdaniem Lou robił je najlepiej.

Mitchel najpierw zaczął marudzić, że nie będzie jadł bo nie jest głodny, Ale po surowym spojrzeniu ojca, zabrał widelec ( którym niedawno zaczął się posługiwać ) i zaczął wkładać śniadanie do ust. Dobrze mu szło jak na 2 - letnie dziecko. W ogóle szybko się rozwijał.

-No i jak było? - zapytał Lou z chamskim uśmieszkiem - z którym zresztą było mu bardzo do twarzy - poruszając brwiami. Harry słysząc jego pytanie zakrztusił się jedzeniem, prawie wypluwając je przed siebie. Gdy już popił to co miał w ustach odetchnął z ogromną ulgą. Spojrzał na starszego z piorunującym spojrzeniem.
-Louis! Zboczeńcu! 
-Kto powiedział, że miałem to na myśli? -uniósł jedną brew. Tak na prawdę to Lou umiał się doskonale kryć z tym co czuje do młodszego.
-Czytam ci w myślach.
-Oby nie. -wymamrotał pod nosem, tak aby Hazza go nie usłyszał. - To co masz dzisiaj w planach? -zapytał.
-Musze się spotkać z Amy. Podeśle Mitchela do Liama. Pójdę tak za godzinę, wrócę niedługo. 
-Harry ja moge z nim zostać. Przecież Li ma studia. No chyba, że boisz się go zostawić ze mną? - włożył talerz do zlewu, po czym umył go i odłożył na suszarkę. 
-Nie Lou nie boję się, tylko nie wiem czy ty chcesz z nim zostać. On potrafi dać w dupe. 
-Jak mogłeś tak pomyśleć?! -uśmiechnął się do niego ukazując zaskakująco białe uzębienie. -Emm.. Harry, wiem że to nie moja sprawa, jeśli nie chcesz odpowiadać to nie musisz. Planowałeś dziecko w wieku osiemnastu lat? -zapytał nieśmiało przygryzając dolną wargę.
-Nie, nie planowałem. Ślubu z Amy też nie planowałem, to tak po prostu wyszło. Ze względu na Mitchela, chodź nie wiem czy robię dobrze. -mówił ledwo słyszalnie. Nie za bardzo lubił mówić na ten temat. -Teraz ja się coś ciebie zapytam, te same zasady, nie chcesz to nie mów. Eh... jak wyglądał Zayn i jaki był z charakteru? Nie chcesz to nie mów. -Louis usiadł na przeciwko Harry'ego. Na początku nic nie mówił. A Harry czekał cierpliwie aż powie chodź to "nie powiem ci". Czy coś w tym stylu, lecz nic takiego nie nadchodziło. Lou siedział nie ruchomo na krześle wpatrując się w jeden punkt. Aż gwałtownie odwrócił głowę, przyglądając się Harry'emu.
-No więc.. -odezwał się lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął. -Zayn miał czarne jak węgiel włosy zawsze postawione na żelu, czekoladowe oczy, oliwkową cerę, to dlatego że był muzumaninem. Miał kolczyka w uchu, wyższy ode mnie. No w sumie to nie wiem co ci mogę o nim powiedzieć. No po prostu był cholernie przystojny. W telefonie mam zdjęcie, jak odnajdą to ci pokarze. -Harry siedział wbity do krzesła. Nie sądził że Lou mu o nim cokolwiek powie. Nie spodziewał się tego. -A charakter? Był Bad Boy'em, ale był pomocny. No nie wiem co ci mam o nim powiedzieć Hazz... 

Harry wyszedł z domu, ubierając na stopy białe converse. Miał się spotkać z Grand, pod Big Benem. Mieli się przejść. Nie wiedział po co. 
Gdy był już na miejscu, pod zabytkiem zobaczył swoją narzeczoną. Przytulił ja na powitanie. Złapał ją za rękę i udali się w stronę najbliższego parku.
-I jak idą przygotowania na ślub? -zapytała swoim trochę piskliwym głosem. 
-Emm... dobrze. Amy słuchaj chce iść na studia. -powiedział stanowczo. Rozplątując ich dłonie. Amy się zatrzymała, była lekko czerwona po twarzy.
-Harry! Co ja ci mówiłam?! Nie pójdziesz na żadne studia! Jesteś na moim utrzymaniu! Nie będę ci płacić za jakieś denne studia.
-Przecież mam swoją kasę. 
-Co od mamusi? Nie, powiedziałam że nie pójdziesz. Nie ma już tego tematu. Chodź. -pociagnęła go za nadgarstek i wtuliła się w niego. Harry kichnął. Amy momentalnie się od niego odsunęła. -Jesteś chory? -zapytała. Harry nie zrozumiał tonu tego głosu. Brzmiał jakby to było coś nie normalnego. 
-A jak bym był to byś się mną zaopiekowała? 
-Oszalałeś?! Żebyś mnie zaraził! - przyśpieszyła kroku.


Harry'emu jednak się przedłużyło. Po drodze jeszcze poszedł do mamy a później do Liam'a. Stracił poczucie czasu i przyszedł dopiero pod wieczór. Miał tylko nadzieję że Louis go za to nie zabije. 
Harry wszedł do domu. Gdy przeszedł przez hol do salonu, zaparło mu dech w piersiach. Oczy wypełniły się łzami, jeszcze nikt nie zrobił czegoś takiego dla niego. Louis zmienił wygląd jego brzydkiego, szarego salonu ( nie był dosłownie szary ). Na podłodze został położony dywan, a na kanapie róże poduszki. Cały salon był zmieniony. Louis nawet rozłożył kino domowe. Harry nawet już o nim zapomniał. Teraz ten salon żył kolorami, nie to co wcześniej. Harry po prostu nie mógł w to uwierzyć, to wyglądało pięknie. Światła które były na ścianach idealnie odbijały się od pomarańczowych ścian. Tomlinson nawet rozpalił kominek, do którego właśnie wkładał drewno. Widocznie nie zauważył, że Hazza już przyszedł. Gdy Louis już dołożył drewna do kominka wstał i obrócił się tak, że napotkał oczy Harry'ego. Przez chwilę stali tak nic nie mówiąc. Aż w końcu Harry wykonał krok w stronę Lou. Tomlinson zaczął się obawiać czy dobrze zobił, zmieniając wygląd salonu. Gdy Harry stał już na prawdę blisko Lou, wpadł mu w ramiona. Co musiało trochę wyglądać dziwnie bo Harry jest od Louisa niższy. Louis najpierw zdezorientowany stał nieruchomo, ale po chwili objął przyjaciela ramionami. 
-Dziękuję Boo - Bear jeszcze nikt czegoś takiego dla mnie nie zrobił. Ten salon wygląda wspaniale. -powiedział do jego ucha. A Louisa w tym momencie przeszły ciarki wzdłuż pleców. Louis schował nos w zagłębieniu szyi Harryego który pachniał pomarańczą. Gdy oderwali się od siebie, uśmiechnęli się do siebie szeroko. Tomlinson urządził salon z tego co znalazł w piwnicy Harry'ego. 
-Mitchel śpi, a ty idziesz ze mną do kuchni. Mam jeszcze coś. -pociągnął młodszego za nadgarstek. Louis przygotował kolację, którą jedli zawsze razem w dzieciństwie. Uwielbiali ją obydwoje. Nie był to jakiś specjał, ale to było w końcu dzieciństwo. Ich dzieciństwo. -Wszystkiego najlepszego, Curly! Trochę spóźnione, ale mogą być? 
-Boże Louie, ty jeszcze pytasz?! Dziękuję, na prawdę dziękuję. -ponownie przytulił starszego, tym razem nie miał zamiaru go puścić, ale kiedyś w końcu musiał i zrobił to niechętnie. A Louis cieszył się tylko tym, ze widział ogromny uśmiech na twarzy młodszego.

_____________________________________________________
Hej! Jak widzicie dodałam 4, która nie podoba się mi za bardzo. Obiecuję, że w następnym rozdziale będzie więcej Larry'ego. To opowiadanie ma 7 rozdziałów + prolog i epilog. Planuję 2 sezon, ale to tylko zależy od was czy będziecie chcieli. Ale to na razie się tym nie musicie przejmować. Przepraszam za wszelkie błędy, literówki itp. 
Jeśli chcesz być informowanych o nowych rozdziałach zostaw w kom. swojego tt lub napisz do mnie @Zaawsze_Spoko
PYTANIA DO MNIE LUB DO POSTACI TUTAJ


wtorek, 2 kwietnia 2013

SE01EP03


Rozdział 3

Od autorki: Hej x Przybyłam do was z rozdziałem 3. W sumie wydaje mi się że nie jest taki zły, ale ma on strasznie dużo dialogów, czego w tym nie lubie. Dobra sami ocenicie... 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PYTANIA DO POSTACI TUTAJ

*5 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY’EGO*

                                                                          ~*~

Harry’ego który dzisiaj spał na fotelu, obudził płacz dziecka. Pośpiesznie wstał sprawdzając, czy chłopczyk nie obudził śpiącego Liam’a na drugim fotelu i Louisa śpiącego na kanapie. Nie obudzili się. Harry nadal nie mógł uwierzyć w to, że go znalazł. Jego Boo wrócił, ale nadal był zły że go opuścił. Amy miała dzisiaj urodziny, Harry o nich pamiętał, ale ona nie pamiętała o jego urodzinach które były dwa dni temu. Zamierzał kupić jej sukienkę z wystawy która strasznie jej się podobała, lecz z braku czasu jej nie kupiła. A później o niej zapomniała.
Styles uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki w policzkach, widząc swojego zapłakanego synka który go nawoływał. A to był naprawdę słodki widok. Wyjął go z kojca, uspokajając go. Wyszedł z pokoju, przechodząc przez salon na palcach, gdzie nadal ta dwójka spała jak zabita. Postanowił zrobić na śniadanie gofry. Chwilę później w drzwiach od kuchni pojawił się Liam. Miał worki pod oczami, widocznie się nie wyspał. Ale kto by się na fotelu wyspał?!

-Dobry. –powiedział przez ziew. –Co z nim zrobisz? – Harry przez chwilę nie odpowiadał. Na razie nie był niczego pewny. Najpierw chciał usłyszeć dlaczego go opuścił bez słowa. Styles wzruszył ramionami. No ale nie może go zostawić.

-Co kurwa?! – usłyszeli z salonu. Wyjrzeli przez drzwi, sprawdzając co się tam dzieje. Harry’ego zatkało. Louis tak bardzo się zmienił, ale nadal miał ten swój zniewalający uśmiech. Na początku Styles stał jak słup soli, bo nie wiedział co mógłby mu powiedzieć. Lecz długo tak nie postał, bo Liam pchnął go do salonu. Louis właśnie siłował się z kroplówką, ale zaprzestał gdy usłyszał, kogoś. Tomlinson znieruchomiał, podniósł głowę i spotkał się z zielonymi tęczówkami, wpatrującymi się w niego. –Czyli to nie był sen. – wymamrotał do siebie. Ale i tak Harry to usłyszał. Louis spuścił ponownie wzrok na swoje kolana. Czuł się głupio, że nie powiedział Harry’emu nic o przeprowadzce, ale się bał. I teraz tego żałuje.

–Przepraszam. –wyszeptał. Liam przyglądał się wszystkiemu z boku. Harry usiadł obok Lou, na razie bez słowa, ale długo tak nie wytrzymał.

-Przepraszasz?! Tyle masz mi tylko do powiedzenia ?! Nie widziałem cię całe 10 lat, nie odezwałeś się do mnie! Płakałem parę miesięcy za tobą, nie jadłem, do nikogo się nie odzywałem! Myślałem że coś ci się stało. Dzwoniłem nawet do twojej mamy, ale nie odbierała. Zawsze mi mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz! Tęskniłem za tobą, cholernie tęskniłem. – ostatnie zdanie powiedział szeptem, z łzami w oczach. Liam przygryzł wargę, Harry nigdy mu nie powiedział o Lou. Louis podniósł wzrok i spojrzał ze łzami w oczach na Stylesa. Przytulił go do siebie. Harry go chciał odepchnąć ale ostatecznie, wtulił się w niego jak w misia. –Masz mi wszystko opowiedzieć, każdy szczegół. –powiedział w jego ramię. Louis spiął się i odsunął od siebie Hazze.

-Emm.. to ja może lepiej pójdę. –powiedział Liam, ubierając kurtkę.

-Nie, zostań, to nie jest jakaś tajemnica eee….

-Liam

-Właśnie, zostań. –Liam z lekkim wahaniem, wszedł do kuchni po Mitchela i wrócił z nim kładąc go sobie na kolanach. Gdy Louis zobaczył chłopczyka od razu zaświeciły się mu oczy, zawsze uwielbiał dzieci. –Jaki on słodki. Kogo on jest? –zapytał z ogromnym uśmiechem, ukazując swoje białe zęby.

-Mój. No ale mów już. –pogonił go Harry. – I nie mów „nie wiem od czego zacząć”. Zacznij od początku Lou. A no i powiedz mi czy w moje urodziny to ciebie spotkałem? –Lou pokiwał głową nieśmiało, na co Harry westchnął.

-No proszę, Harry ma już dziecko. –Styles wywrócił oczami, słysząc że Louis znowu zmienił temat. Louis widząc jego zniecierpliwienie uniósł ręce w geście obronnym. Louis odetchnął głęboko, bo sam nie wiedział jak zacząć.

-Emm.. no to mieszkałem w Bradford, musieliśmy się przeprowadzić bo tata dostał awans. Sam nie wiem dlaczego ci nic nie powiedziałem, ale sam dowiedziałem się że, dzień wcześniej że się wyprowadzamy. Kupiłem ci już w tedy nawet prezent na urodziny, ale nie zdążyłem ci go dać. Ja kazałem mamie nie odbierać, bo się bałem. Sam nie wiem czego. – Oczywiście miał powód, ale bał się im go powiedzieć. Harry i Liam mu nie przerywali, słuchali go uważnie. – Sam płakałem dużo razy, rodzice chcieli mnie kiedyś do was zawieźć, ale nie chciałem bo potem nie umiałbym cię opuścić. Później jak skończyłem osiemnaście lat miałem zamiar do ciebie przyjechać, bo mógłbym znowu gdzieś zamieszkać w Holmes Chapel, ale poszedłem na studia a tam poznałem Zayn’a. Byłem z nim 4 lata, wiem mogłem przyjechać z nim, ale był chory na raka. Nie mógł opuszczać Bradford, bo lekarze mu zakazali. –Zaczał mówić przez łzy, prawie się nimi krztusząc - Dwa miesiące temu zmarł, a ja nie mogłem tam zostać, bo wszystko mi go przypominało. Nie pojechałem do Holmes Chapel, bo nie miałem pewności że nadal tam mieszkasz, a ja nie chciałem ryzykować. Tak więc znalazłem się w Londynie, ale ktoś ukradł mi walizkę z dworca, miałem w niej portfel i kurtkę a w niej telefon. Nie miałem jej na sobie bo było tam strasznie ciepło. Wiesz jak sam siebie teraz słucham to zdałem sobie sprawę, że moje życie jest do bani. –zaśmiał się. Wytarł łzy z policzków.
-Przykro mi. –wyszeptał Harry. Louis uśmiechnął się do niego słabo. Liam siedział i wpatrywał się w chłopaka ze współczuciem. Liam zdjął ze swoich kolan Mitchela, posądzając go na fotelu. Wszedł do kuchni, a po chwili wrócił z jakimiś tabletkami na gorączkę i szklanką wody. Wyjął z opakowania dwie tabletki i podał je Louis’owi razem ze szklanką przeźroczystej cieczy. Tomlinson przyjął je, marszcząc brwi.

-A to mi po co? –zapytał

-Miałeś ogromną gorączkę w nocy, lekarz kazał ci to brać. –powiedział Liam. Louis podziękował mu uśmiechając się do niego.

-Serio? A właśnie, jak ja się tutaj znalazłem? –połknął tabletki, szybko popijając je wodą.

-Wczoraj spałeś na ławeczce naprzeciwko mojego domu, podszedłem do ciebie i obudziłem cię, ale ty mnie zignorowałeś i poszedłeś. Ale po drodze zemdlałeś i wziąłem cię do ciebie, przyszedł lekarz i podłączył cię do kroplówki. –Louis zmrużył oczy, próbując sobie coś przypomnieć. Z marnym skutkiem.

-Nic nie pamiętam.. A wracając do kroplówki, niech mi ktoś to chujstwo zdejmie!! – Harry spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, co miało oznaczać „Louis matole, tutaj jest dziecko”. –Oj, przepraszam. –mruknął. Poczuł jak małe rumieńce pojawiają się na jego policzkach. Szybko spuścił głowę, aby nikt ich nie zobaczył.

-To może ja ci z tą kroplówka pomogę. –Liam uśmiechnął się do niego szeroko. Podszedł do niego i szybko odłączył go od kroplówki.

-To ja może sobie pójdę… -powiedział Louis. Harry gwałtownie wstał z kanapy, wskazując na niego palcem.

-Ani mi się waż! Będziesz tutaj siedział, aż cię nie będę miał dość i cię nie wywalę za próg. Pójdziemy na policję zgłosić zaginięcie walizki czy coś. Musze iść kupić jeszcze bukiet po drodze.

-Nie będę ci siedział na głowie! A wgl już nie mam gorączki nic mi nie jest. – gdy zobaczył minę Stylesa od razu się uciszył unosząc ręce w obronnym geście.

Mimo że Harry był od niego młodszy o dwa lata to i tak był dojrzalszy umysłowo. Louis zawsze był tym „dzieckiem”. Zawsze razem się dopełniali. Louis chciał zrobić jakieś głupstwo np. skoczyć z dachu swojego domu do śniegu, ale Harry mu na to nie pozwalał szantażując go czymś. Nie było dnia aby ta dwójka się nie spotkała, oni nie potrafili bez siebie żyć. Byli jak Pat i Mat czy jak Tom I Jerry (dop.aut. rozpierdalają mnie te porównania). –Harry kim jest ta szczęściara? –poruszał zabawnie brwiami. Liam przyglądał się im z widocznym uśmiechem na ustach. Mitchel z resztą też, dziwne było że się nie rozpłakał widząc kogoś nieznajomego. Ale na razie nie mieli czasu i chęci się nad tym zastanawiać.

-Amy.

-Bierze z nią za 5 dni ślub. Nie lubie jej. Z resztą ona mnie też. –odezwał się Liam. Louis zmarszczył brwi na co Payne machnął z rezygnacją ręką miało to znaczyć „to zbyt skomplikowane”. Harry rzucił Liamowi lodowate spojrzenie, na co on szeroko się uśmiechnął. Na początku Payne lubił Amy, była miła i w ogóle, ale jak się dowiedział że chciała usunąć ciąże przestał darzyć ją sympatią. Z resztą mama Harry’ego i siostra też jej nie lubiły.

-Louis idziesz z nami kupić bukiet, z tego co pamiętam masz dobry gust. –Louis nic nie odpowiedział. Nie lubił gdy ktoś mu mówił że interesuje się modą czy czymś takim. Pokiwał po prostu głową na znak zgody.

                                                                              ~*~

Wyszli w czwórkę z domu Harry’ego, Louis niósł na rękach chłopczyka. Ta dwójka od razu się polubiła. Co się dziwić w końcu Lou ma cztery siostry które uwielbia. Tomlinson zawsze miał rękę do dzieci, jego się nie dało nie lubić. Lou zawsze promieniał energią, którą potrafił zarazić nawet staruszka.

Gdy Mitchel zaczął się wiercić, Lou postawił go na nogach i złapał go za rączkę. Chłopczyk bez sprzeciwów dał się prowadzić. Postanowili pójść pieszo, Louis ich na to namówił. Zgodzili się niechętnie. No bo w końcu jest XXI wiek wszyscy używają samochodów. Nawet jeśli mają pół kilometra do sklepu. Nie chcą marnować nóg, ale nie Louis Tomlinson. Ma on oczywiście prawo jazdy, ale miał je w portfelu który ktoś ukradł. Harry dał Lou ubrania na przemianę, które trochę z niego zwisały, przez te dwa dni nic nie jadł przez co trochę schudł. Nie jadł też po śmierci Zayn’a, wpadł w depresję, ale go wyleczyli.

Całej trójce nie kończyły się tematy do rozmów. Usłyszeli dźwięk telefonu należącego do Liama. Przepraszając ich, odebrał. Był to Andy, przyjaciel ze studiów. Prosił go aby dał mu notatki z lekcji na których go nie było. Liam zgodził się bez wahania. Przeprosił Hazze i Lou i poszedł w przeciwnym kierunku do swojego mieszkania, wziąć notatki. Tak oto przyjaciele z dzieciństwa zostali sam na sam. No prawie, został jeszcze Mitchel.

Przez chwilę panowała między nimi cisza. Louis nadal szedł z synkiem Hazzy pod rękę. W końcu Styles zaczął temat studiów Louis’iego. Dowiedział się że starszy od niego był na prawie.

-A ty byłeś na studiach ? –zapytał nie śmiało Lou. Harry zawsze mówił mu że jak będzie starszy to pójdzie na studia na gastronomię a później otworzy własną restaurację. Zawsze gdy o tym mówił, to widać było w jego oczach ogromny zapał. Harry pokręcił przecząco głową, spuszczając ją. Louis przystanął, był bardzo zdziwiony. Przecież to było jego marzenie. –Jak to? –zapytał w końcu. Harry nie odpowiedział szybko. Nie wiedział co.

-Nie mogłem, nie mogłem zostawić Mitchela. –Louis cmoknął nieznacznie. To nie było żadne wytłumaczenie.

-Przecież ma matke, tak? –uniósł brwi.

-No tak, ale ona nie chce żebym szedł na studia. No i Mitchel boi się jej. – ostatnie słowo powiedział cicho. Ale i tak Lou usłyszał. To było dla niego dziwne.

-Emm.. Curly– Styles uśmiechnął się na to przezwisko, Louis zawsze tak do niego mówił. – przepraszam że się wtrącam. Nie wiem co między wami zaszło i wgl, ale czy to jest w porządku w stosunku do Mitchela? Skoro on się jej boi to dlaczego chcesz, żeby musiał ją ciągle widywać? To trochę dla mnie nie logiczne. –powiedział. Lou nie za bardzo lubił się mieszać w sprawy innych, ale to naprawdę było dziwne.

Nie chciała żeby szedł na studnia, jej syn się jej boi. Louis zaczął ją sobie wyobrażać jako czarownica która lata na miotle.

-Nie wiem, Boo Bear. To skomplikowane. –powiedział. Gdy Lou usłyszał przezwisko które nadała mu jego mama, przeszły go ciarki. Nie lubił go. Uderzył Harry’ego w tył głowy, na co on się jedynie zaśmiał. –Zmieniłeś się strasznie. Ale nadal masz te cholernie niebieskie oczy, które da się rozpoznać na parę metrów. –powiedział po chwili ciszy. Lou nie wiedział czy to o tych oczach ma uznać za komplement.

-Ty też się zmieniłeś Curly, urosłeś strasznie jesteś ode mnie wyższy co mnie wpienia. Ale nadal masz te słodkie dołeczki i loczki które ubóstwiam. Tęskniłem za nimi, nie miałem kogo czochrać. –Harry zaśmiał się na jego słowa.
Resztę drogi spędzili na wspominaniu starych czasów i śmianiu się z ich wyczynów.
A Mitchel tylko się im przyglądał mimo że miał 2 latka, widział że jego tata jeszcze nigdy tak szczerze się nie uśmiechał.

                                                                                ~*~

Weszli do kwiaciarni z uśmiechem na ustach. Dawno obaj nie byli tak szczęśliwi . Udali do samego centrum sklepu, gdzie w wazonach, były przeróżne żywe kwiaty. Louis uśmiechnął się i od razu podszedł do białych róż.

-Jak byłbym tobą to wziął bym te. –uśmiechnął się. Louis wiedział o Harrym wszystko. No przynajmniej te rzeczy z dzieciństwa.

-Pamiętasz. –uśmiechnął się szeroko. Teraz na myśl mu przyszło tylko „szkoda że Amy nie wie tylko o mnie co ty, Boo”. –A ja jakbym był tobą to wziąłbym żółte tulipany. –Louis zaśmiał się. Czyli Harry nadal pamiętał.
Oni znali się jak nikt inny. Po długich przemyśleniach Harry postanowił wziąć do bukiety panny młodej i drużby białe róże, żółte tulipany i niebieskie róże – ulubione kwiaty Grand.
Gdy wybrali już bukiet, udali się na komisariat, zgłosić zaginięcie rzeczy Lou.

                                                                                 ~*~

Gdy wszystko mieli już „odhaczone” na liście, udali się do domu. Z komisariatu nie mieli daleko. Ale Mitchel zaczął już marudzić że go bolą nogi. Louis z uśmiechem wziął go na ręce. Harry przez chwile protestował, że on go weźmie, ale ostatecznie niósł go Lou.
Zdjęli buty. Harry udał się w stronę kuchni aby postawić wodę na herbatę. A Lou poszedł rozebrać Mitchela. Harry zobaczył swoja rodzicielkę siedząca na krześle, która właśnie czytała prasę codzienną.

-Mamo! Uprzedzaj że wpadniesz! Chcesz żebym zawału dostał! – złapał się za serce.  Mama często robiła mu takie wizyty, ale nadal się do nich nie przyzwyczaił.

-Nie mogę już zrobić swojemu synkowi niespodzianki? A gdzie Mitchel? –zapytała podchodząc do niego. Pocałowała go w policzek.

-Louis go rozbiera. –powiedział. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę że jego mama nie wiedziała, że Lou się pojawił.

-Jaki Louis?-zapytała wchodząc do salonu. Tam zastała Tomlinsona który ściągał chłopczykowi kurtkę. Na początku Anny go nie rozpoznała. –Louis?! To ty? –podeszła do niego. Chłopak podniósł na nią swój wzrok i zaniemówił. Lou bardzo lubił matkę Harry’ego, tak samo jak ona. Lou posadził chłopczyka na sofie, a sam wstał. Stał naprzeciw matki Harry’ego. 
Anny wpadła w jego ramiona. Louis szybko objął ja ramionami. –Dlaczego opuściliście nas? –Anny tego nie pokazywała po sobie ale tęskniła za rodzinom Tomlinsonów. Była bardzo z nimi zżyta. Lou nie odpowiedział.

Harry poszedł położyć Mitchela. Były godziny popołudniowe,  a on zawsze o tej porze chodził spać.
Louie i Anny usiedli przy stole. Louis znowu musiał opowiedzieć tą samą historię, której nie cierpiał. Zawsze gdy sobie o tym przypominał miał łzy w oczach.

                                                                               ~*~


-Tutaj masz, pieluszki, piżamkę…

-Harry przestań, idź już! –wypchnął go za drzwi. Styles poszedł do swojej narzeczonej na noc. Mama Harry’ego miała zostać z Mitchelem ale nie mogła, dlatego odwiedziła ich w południe aby ich o tym poinformować. Po długim naprawdę długich przekonywaniach ze strony Lou, że zostanie z chłopcem, Styles w końcu uległ. Mitchel lubił Louisa a Louis lubił Mitchela. Tyle wystarczyło aby malec usnął na kolanach Lou oglądając jedną z jego ulubionych bajek. Po chwili sam Louis zasnął.

                                                                               ~*~

Harry zapukał do drzwi. Nie czekał długo. Amy powitała go pocałunkiem w usta. Usiedli w kuchni, rozmowa za bardzo się nie kleiła. Zazwyczaj nie mieli dużo tematów do rozmów.

-Z Mitchelem został ten twój gej, Liam? –uniosła brwi. Przynajmniej zapytała o syna.

-Ile razy cię prosiłem żebyś tak o nim nie mówiła?

-Nie chce żeby moim synem opiekował się jakiś pedofil. –wstała gwałtownie z krzesła, przewracając go. Harry przewrócił oczami. Coraz częściej się kłócili, ale i tak ją kochał. „Taa bo ty się nim w ogóle opiekujesz” pomyślał. Zapowiadała się długa noc.


czwartek, 21 marca 2013

SE01EP02




*6 DNI DO ŚLUBU AMY I HARRY'EGO*

Wstał pośpiesznie z łóżka, myśląc o tym co ma dzisiaj do zrobienia. Musiał kupić obrączki na ich ślub. Obudził się jeszcze przed synkiem co było bardzo rzadkie, zawsze to synek jego budził. Poleżał chwilę w łóżku myśląc o wszystkim i o niczym, po czym zszedł z łóżka ubierając na siebie czarne rurki, biały T-shirt, a na nią granatową marynarkę. Wszedł do kuchni, wstawiając wodę na herbatę, nie lubił pić kawy, po czym zaczął robić jakieś śniadanie dla nich obydwu. Gdy już akurat kończył, usłyszał wołanie jego synka.
-Tata! Tjata! –wołał z drugiego pokoju chłopczyk, nie lubił zostawać sam w pokoju, bo się bał. Mitchel był straszliwym dzieckiem, nie lubił obcych ludzi. Harry wziął go na ręce.
-Dzień dobry kochanie. Chodź zjemy śniadanie, później zawiozę cię do wujka Liam'a może być? –pokiwał tylko ochoczo główką, bardzo lubił Liam'a.

                                                                                      ~*~

Gdy on i syn byli już gotowi, ojciec wziął syna na ręcę i wyszedł z domu. Zanim jeszcze wsiadł do samochodu, zakluczył drzwi. Włożył Mitchel'a na tylne siedzenia do fotelika. Uśmiechnął się jeszcze do niego – tak bardzo kochał swojego syna, nikomu by go nie oddał. Wsiadł za kierownicę swojego samochodu, nie świadomy tego że ktoś go obserwował. Harry nie miał daleko do Liam'a, ale wolał nie ryzykować tym, że Mitchel się rozchoruje. Szczególnie teraz, gdy do ślubu zostało sześć dni. Gdy zaparkował już na podjeździe wyjął chłopczyka z samochodu i złapał za rączkę – chciał iść sam. Harry zapukał do drzwi i nie czekając aż jego przyjaciel łaskawie mu otworzy, wprosił się.
-Siema! – zawołał od razu na wejściu, w przejściu pojawił się jego przyjaciel z jaśniejszymi od jego lokami na głowie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
-Hej. –rozłożył ręce i zaczął kierować się w jego stronę w celu przytulenia się do zielonookiego przyjaciela. Ale jednak w ostatniej chwili zawrócił i przytulił się do małego chłopczyka który ochoczo odwzajemnił uścisk.
-No wiesz co Liam, zraniłeś moje uczucia. –zaczął udawać że płacze, mimo tego że miał dwadzieścia lat to i tak zachowywał się i wyglądał jak nastolatek. Gdy w końcu Liam i Mitchel oderwali się od siebie, starszy od niego o rok chłopak podszedł do niego i przytulił mocno.
-Wiem, że miałeś wczoraj urodziny Harry ale i tak wszystkiego najlepszego. Poczekaj tutaj, mam coś dla ciebie.
-Oooo przynajmniej jeden pamiętał. – jego matka się nie liczyła, ona zawsze pamiętała. Liam pojawił się tym razem z małą paczuszką, którą podał Harry'emu. Styles uśmiechnął się do niego szeroko ukazując przy tym swoje urocze dołeczki, na które „leciały” wszystkie kobiety. Zajrzał do paczuszki w której znajdował się srebrny łańcuszek a na nim przywieszka ze srebrnym bananem. Harry roześmiał się na ten prezent.
-No wiesz, lubisz banany, a nie wiedziałem co ci kupić. Może być? –przygryzł nerwowo dolną wargę.
-Hahahaha Liam, normalnie cię kocham, zawsze musisz jakieś jaja odwalić, ale serio śliczne dziękuję. –przytulił się ponownie do przyjaciela. Zanim jeszcze wyszedł ubrał wisiorek – który naprawdę mu się podobał – ucałował Mitchel'a i podziękował jeszcze raz Payn'owi.

                                                                                              ~*~

Zaparkował na parkingu sklepu jubilerskiego, miał odebrać obrączki. Nie zajęło mu to długo. Po paru minutach już wracał ze srebrnymi pierścionkami dla niego i dla Amy. Usiadł za kierownicą samochodu i wyjechał z parkingu w stronę domu swojej narzeczonej. Mieszkała w centrum Londynu, Harry miał do niej od swojego domu 3 kilometry, ale od sklepu jubilerskiego nie miał daleko.
Zaparkował na podjeździe po czym wyszedł z samochodu, nucąc jakąś nie znaną melodię. Zadzwonił na dzwonek czekając aż ukochana otworzy mu drzwi. Jak na złość dzisiaj zapomniał zapasowych kluczy które dostał od niej. Nie musiał długo czekać, ponieważ przed nim pojawiła się długowłosa blondynka. Wpuściła go do środka bez słowa, dopiero gdy zamknęła drzwi, pocałowała go namiętnie.

-Co słychać kochanie? – zapytał Styles, gdy oderwali się już od siebie z mlaskiem.
-A co może być, jak zwykle wywiady, wszędzie piszą o naszych zaręczynach, znowu mam propozycje do jakiegoś pojebanego filmu. – powiedziała na jednym wydechu. Harry przytulił ją mocno, nie lubił jak się tak przemęczała. Usiedli na kanapie przed wielką plazmą i włączyli przypadkowy film który właśnie był emitowany na jednym z programów. Lubili tak beztrosko siedzieć, nie przejmując się niczym. Lecz teraz Harry przejmował się jedną rzeczą a mianowicie; dlaczego Amy w ogóle nie pyta się co u jej synka, a ta druga, czy na pewno w tedy widział Louisa, czy miał zwidy. Bojąc się o synka zaczął zasypywać Liam'a sms'ami czy wszystko jest w porządku z jego synem. Po 10 minutach otrzymał jedną odpowiedź na 23 wysłane sms’y do niego.
„Harry wszystko jest z nim w porządku, zasnął przed chwilą. No i dziękuję że o mnie się troszczysz -,-‘” Zaśmiał się widząc tego smsa, odpisał mu „O ciebie się nie muszę martwić, kochanie xx”. Popatrzał się na Amy, która wpatrywała się w ekran plazmy.
-Kochanie, mogłabyś kupić sobie bukiet na ślub? Bo nie za bardzo mam czas. – zapytał wpatrując się w nią. Amy oderwała wzrok od tv i przeniosła na niego wzrok.
-Nie Harry, mam strasznie dużo na głównie, nie wiesz jak to jest być najsławniejszą aktorką w Wielkiej Brytanii. Ktoś musi na nas zarabiać.
-Mógłbym iść do pracy. – powiedział spokojnie.
-Harry nie rozśmieszaj mnie, do jakiej niby pracy? Będziesz ulotki roznosił, pogódź się z tym, nie znajdziesz pracy. – powiedziała kpiąc z niego. Harry natychmiast wstał z miejsca. Nie miał zamiaru się z nią kłócić, to była ostatnia rzecz na jaką miał dzisiaj ochotę. Ubrał kurtkę i wyszedł bez żadnego słowa z jej domu.

                                                                       ~*~

Wszedł bez żadnego ostrzeżenia do domu jego przyjaciela. Ściągnął buty i ubranie wierzchne, zaglądnął do kuchni – nikogo nie było, - później poszedł do salonu gdzie zastał Liam'a z jego synkiem na kolanach, oglądali jedną z bajek dla dzieci.
-No no Liam, nie wiedziałem, że się cofniesz w rozwoju, powiedz mi, o czym jest ta bajka? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Liam podskoczył lekko, mocno łapiąc Mitchel'a w pasie.
-Matole, ostrzegaj!
-Nie przy dzieciach Liam. – powiedział spokojnie, na co Payne, wywrócił młynka oczami. – Czy ten mały diabeł był grzeczny? – zapytał podchodząc do dzieciaka, biorąc go na ręce. Zaczął obsypywać go pocałunkami.
-Styles on przy wujku Liam'ie jest zawsze grzeczny. Masz co do tego jakieś wątpliwości? – wstał z miejsca i udał się w stronę kuchni. – Chcesz coś do picia?
-Nie, słuchaj przenocuj dzisiaj u mnie, zrobimy sobie męski wieczór. Co ty na to? – zapytał śmiesznie ruszając brwiami.
-Nie wiem Harry, nie za bardzo mi się chce…
-Liam… co ty tutaj będziesz robił sam? Powinieneś sobie znaleźć w końcu chłopaka. Dlaczego nie mogę ci założyć tego konta na randce w ciemno? – zapytał krzyżując ręce na piersi.
-Już to przerabialiśmy Styles. I ani mi się waż robić coś bez mojej wiedzy! Zrozumiano! No i dlatego nie chce u ciebie nocować, znowu będzie to samo: „Dlaczego z nikim się nie umówisz, masz już 21 lat” – powiedział dziwnie ruszając rękoma.
-Nie, obiecuję że nic takiego nie powiem. No proszę Liam, zostawisz swojego przyjaciela? –usłyszał tylko przegrane odetchnięcie przyjaciela. Na twarzy Harry'ego pojawiły się te dziwnie dołeczki, czyli wygrał.  

                                                                       ~*~
Wyszli z samochodu, z uśmiechem na ustach. Harry przeszedł na drugą stronę pojazdu, aby wyciągnąć z fotelika synka. Gdy wyprostował się już z Mitchel'em na rękach, zauważył kogoś kto prawdopodobnie spał na ławce naprzeciwko jego domu.
-Liam, możesz wziąć Mitchel'a do domu? Za chwilę przyjdę. – powiedział nadal wpatrując się w śpiącego chłopaka, widać było, że trząsł się z zimna. Liam wziął bez słowa chłopczyka i udał się do domu. Harry nie pewnym krokiem przeszedł na drugą stronę uliczki. Przyjrzał się śpiącemu chłopakowi. Widać było, że miał zły sen, miał nie mały grymas na twarzy. Jego brązowa grzywka opadała na blade czoło. Był ubrany w czerwone rurki i granatowy cienki sweter – na pewno było mu zimno ( było -7 stopni ). Miał rozpalone policzki – możliwe że miał gorączkę.  A Harry wahał się czy go obudzić bo był to Louis. Nie pewnie złapał go za ramię i nim potrząsnął, nie reagował. Dopiero po spoliczkowaniu go ukazał swoje niebieskie jak ocean tęczówki, gdy spojrzał na winowajcę jego pobudki o mało co oczy nie wyleciały mu z orbit. Zapanowała niezręczna cisza. Louis wstał z ławki i zaczął odchodzić chwiejnym krokiem, nie obracając się za siebie. Harry obserwował go. Gdy Tomlinson był już dość daleko, upadł. Młodszy wystraszony, zaczął biec do Lou. Uklęknął przed nim i zaczął go budzić, jednak z marnym skutkiem.
-Louis, obudź się do cholery jasnej! – wykrzyknął, znowu bez skutku. Dotknął drżącymi dłońmi jego bardzo rozpalonego czoła. Wziął go na ręce, nie był ciężki. Szybkim krokiem z Louis’em na rękach udał się do domu.
-Liam, pomóż mi! – zawołał już na progu. Przyjaciel podbiegł do niego szybko, zatrzymując się w pół kroku, marszcząc brwi przyglądając się nieznajomemu. – Nie stój tak tylko pomóż, połóż go na kanapę, a ja wezmę mokry ręcznik. – Payne zabrał od niego nieprzytomnego, po czym szybko przeszedł do salonu – gdzie Mitchel oglądał bajki – i położył go. Miał bardzo zarumienione policzki. Harry przybiegł z mokrym ręcznikiem, który położył Lou na czoło.
-Kto to jest do cholery? – zapytał w końcu Liam odrywając wzrok od leżącego na kanapie. Harry przez chwilę nie odpowiadał, wpatrywał się w starszego od niego z uśmiechem.
-To jest Louis.
-No dobra… a dlaczego jest nieprzytomny? Może mi powiesz, że w tych ubraniach był na dworze? I skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś?! – Liam zaczął zadawać masę pytań. Harry położył mu dłoń na ustach, dając mu znak, aby przestał tyle nawijać.
-Miałem nadzieję, że ty mi powiesz dlaczego zemdlał, to ty studiujesz medycynę. I tak w tych ubraniach był na dworze, spał na ławce, a na resztę pytań odpowiem później.
-Dobra. – Liam zdjął z jego czoła ręcznik, po czym przyłożył do jego czoła dłoń. – Harry, radzę ci wezwać szybko lekarza, jego stan jest poważny, na pewno ma bardzo wysoką gorączkę. To ty zadzwoń, a ja spróbuje mu trochę zbić gorączkę. Rusz dupę, Styles! – Harry wystrzelił jak z procy szukając telefonu, nie mogąc go znaleźć skorzystał z domowego. Liam ściągnął z Lou sweter, ukazując jego umięśniony tors. Zaczął zbierać wszystkie możliwe ręczniki i zaczął je moczyć pod zimną wodą, a później okładał je nimi. Po chwili przyszedł do niego Harry, oznajmiając mu, że lekarz powinien być za chwilę. Liam poszedł do kuchni, otworzył zamrażarkę i wyjął z niej woreczek lodu, który później położył mu na czole zamiast ręcznika. Mitchel przyglądał się im z uśmiechem, nie wiedząc co się dzieje.
Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Po chwili Harry stał już z lekarzem w salonie, mówiąc mu dokładnie co się stało. Lekarz zaczął go badać, a Harry i Liam przyglądali się jego poczynaniom. Po paru minutach się odezwał.
-No panowie, mam dla was dobre wieści, będzie żył, gdyby nie wy i wasza szybka reakcja na jego stan było by po nim, dam mu kroplówkę bo może się odwodnić. Dobrze, że ją ze sobą wziąłem. – Lekarz – już po 30 – schylił się do swojej torby i wyjął z niej woreczek z przeźroczystą cieczą w środku. Po paru minutach Louis był podłączony do kroplówki. – A tak w ogóle to ma ten chłopak gdzieś zamieszkać? Ma może dziewczynę czy kogoś kto by się nim zajął? Potrzebuje teraz dużo opieki. – powiedział lekarz, wpatrując się raz w Liam’a a raz w Harry’ego.
-Będzie mieszkał u mnie, doktorze. – Liam spojrzał na niego z szokiem w oczach. Lekarz kiwnął głową, powiedział słowa pożegnania i wyszedł.
-Jak to będzie u ciebie mieszkał?
-No normalnie. Liam to mój przyjaciel z dzieciństwa, kiedyś ci to opowiem, ale nie teraz. Jak myślisz kiedy się obudzi?
-Okej. Obstawiam, że tak za dwie godziny, może mniej. – Harry pokiwał twierdząco głową. Poszedł do kuchni wstawić wodę na herbatę. Serce zaczęło mu coraz mocniej bić. Teraz do niego dotarło co się stało. Odnalazł Louis’a, ale prawie go stracił. Ale i tak nadal był na niego zły, za to że opuścił go bez słowa.

*2 godziny później*

Mitchel już spał, było już po północy, a Louis nadal się nie obudził. Harry i Liam mieli nadzieję, że on się jeszcze dzisiaj wybudzi. Właśnie oglądali jakiś film, prawie oczy im się zamykały. Usłyszeli jak huk. Spojrzeli za siebie i zauważyli przytomnego już Louis’a leżącego na podłodze, siłującego się z kroplówką. Podbiegli do niego. Louis podniósł na nich wzrok.
-Matko powiedz, że mi się to śni, proszę. – wyszeptał do siebie. Był strasznie zmęczony, było to widać po jego oczach.
-Nie Lou, to ci się nie śni. – powiedział spokojnie Harry kucając przy nim. – Idź spać, jutro ci kazanie zrobię.
Louis spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach. To musiało mu się śnić. Harry pomógł mu wstać, położył go na kanapę i przykrył dokładnie kocem. Po paru minutach, usłyszeli miarowy oddech bruneta. 

_______________________________________________
Hej! Jak widzicie, dodałam nowy rozdział, mam nadzieję, że nie był taki zły. Rozdział ma 2 068 wyrazów. Więc chyba dużo. Przepraszam za wszelkie błędy. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Jesli chcesz być informowany zostaw w komentarzu swojego tt lub napisz do mnie @Zaawsze_Spoko
PYTANIA DO POSTACI LUB DO MNIE TUTAJ